Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 26 czerwca 2012

Crimen

„Crimen” Józefa Hena ukazała się po raz pierwszy w 1975 roku, jako opowieść jarmarczna. Data dla innych data mało istotna, dla mnie ważna. Ja i „Crimen” ujrzałyśmy światło dzienne w tym samym niemal czasie. Żałuję, że nie sięgnęłam po nią wcześniej, ale z drugiej strony, dobrze się stało. Młodsza wiekiem i doświadczeniem, nie odebrałabym jej z należytą uwagą i zrozumieniem, na jakie niewątpliwie zasługuje. Cieszę się również, że nie widziałam także jej ekranizacji, w reżyserii Laco Adamika. Bogusław Linda jako Tomasz Budnicki? Myślę, że to trafna obsada. Trwam jednak od lat na stanowisku, że najpierw należy przeczytać, dopiero potem oglądać, jeśli w ogóle. Nasza wyobraźnia jest przecież najwspanialszym reżyserem.
„Crimen”, to powieść kunsztowna, którą czyta się jednym tchem. Historia młodego szlachcica, który złamany wojennymi przeżyciami, wraca po latach w rodzinne strony, oplata czytelnika na podobieństwo bujnego bluszczu – złapiesz jeden listek, już jesteś stracony dla codziennych spraw. Od tej chwili, przedzierać się będziesz wraz z nim, przez labirynt podejrzeń, domniemań a czasem wręcz pewności, że oto coraz bardziej zbliżasz się do zdemaskowania zbrodniarza, wyjaśnienia tytułowej zbrodni. Nic bardziej mylnego… Do ostatniej strony, a jest ich dokładnie 468, nie daje nam autor najmniejszej szansy na to, by trafnie wskazać zabójcę. Próbowałam – nie przeczę, lecz się nie udało. I dobrze. Do ostatniej strony nikt nie zdoła prawidłowo obstawić winnego zbrodni i jest to ogromnym atut tej książki.
„Crimen” to powieść sensacyjna, osadzona językowo, historycznie i obyczajowo w XVII wiecznej Polsce. Na ówczesnych południowo- wschodnich terenach potężnej jeszcze Rzeczypospolitej, poznamy i pokochamy wyrazistych bohaterów, tętniącą życiem fabułę, przyrodę i świat odległy, który od pierwszych stron „weźmie nas w jasyr”, a po przeczytaniu wyda się bliższy, niż mogliśmy sądzić. Odwiedzimy ziemię sanocką, dotrą do nas wieści z Zamojszczyzny i Podola, poznamy życie i filozofię szlachciców ( godnych i tych mniej), magnatów, rycerzy wyklętych mocą wyroków i takich, co wybrali ją z własnej woli, innowierców i prawowiernych, chłopów, co wbrew wszystkiemu kochają życie i wielmożów, często owym życiem zmęczonych. Tatarów, Ormian, Żydów i Arian. Będzie także miłość, i duchowa, i ta cielesna, która rządzi zmysłami, odbiera jasność widzenia, krępuje serce, wpływając na nasze losy.
„Crimen”, to książka głęboka, pełna przemyśleń i refleksji nad ludzkim losem. Przemyśleń, które nie ciążą, nie puszą się, lecz nadają jej głębszy sensu. Nie jest to opowieść o samej zbrodni, lecz przekrój ludzkich wyborów i tego, co z sobą niosą. Oto cytat: „ Trzeba umieć podeptać w myśli wszystko, co zastane. Dopuścić zwątpienie, zbadać czy fałsz nie dotyczy rzeczy najważniejszych. Powiedzieć sobie- jeśli tak jest, to będę inny niż wszyscy. Przeciw owczemu pędowi. Samotny będę. Ale do prawdy dotrę…”
Ze wstydem przyznaję, że dotąd żadnej książki Józefa Hena nie przeczytałam. Teraz już wiem, ż to się zmieni. Na początek, dotarłam do interesującego wywiadu w archiwach Gazety Wyborczej pt. „Lekkie swędzenie sumienia.” Nie wiem czy trafnie, jednak odnalazłam na splątanych, życiowych ścieżkach autora „Crimen” : Urszulkę, Nastkę- Jewkę, Ligęzę, brata Gabriela, Tatara Rachmeta, ale najwięcej Tomasza Błudnickiego – rycerza niezłomnego, szlachetnego, o pięknym wnętrzu, który ucieka przed wojną, nie mogąc pozbyć się jej krwawego piętna. Bo oto, nawet po długich latach wojennych upokorzeń, choć postanowił, że wyrzeknie się jej, może nawet zapomni, ona trwa przy nim na przekór wszystkiemu, stając się codzienną towarzyszką życia. Nie ma przed nią ucieczki. Taka bowiem jest wojna. Nie liczą się dla niej czasy. W każdej epoce mamy zbrodniarzy i ludzi, zbrodnię potępiających. I taka właśnie jest „Crimen”, powieść, w której autor próbuje się z tym okrutnym czasem rozliczyć.
 Pisząc Crimen, żyję równolegle drugim życiem (…) A kiedy wprowadzę do tej mojej krainy czytelnika, będziemy mieć tę nową przestrzeń jako obszar wspólny i wspólnych znajomych.” I jak z takiego zaproszenia nie skorzystać? Podobieństwo pomiędzy przeżyciami autora i Tomasza Błudnickiego jest największe w moim odczuciu w umykaniu śmierci. Żyją obaj, chociaż w trudnych i niebezpiecznych czasach, to jednak, mimo wszystko, pod szczęśliwą gwiazdą. Jeżeli szczęściem nazwiemy życie.
Mama Józefa Hena po przeczytaniu „Crimen”, powiedziała do syna: „ Piszesz jak Rej.” Ja dodałabym od siebie – jak Sienkiewicz . Kraszewski. Po prostu - jak Hen – z sercem, pasją i lekkością, choć epoka niełatwa i język staropolski. Polecam wszystkim, którzy nie lubią ani Sienkiewicza, ani tym bardziej Kraszewskiego i historycznych książek w ogóle. Jestem pewna, że gdy sięgnął po „Crimen”. Opowieść sensacyjną z XVII wieku, zmienią zdanie.
Książka została starannie wydana, nakładem Instytutu Wydawniczego „Erica”. Intrygująca okładka, twarda oprawa – idealna na prezent. Nie musze się zastanawiać, ile przyznać jej punktów w skali od 1 do 10. Oczywiście 10. Nie znajduję w tej powieści nawet grama niedociągnięcia, wady czy pustosłowia. Każdy wers jest celowy. Opowieść wciąga, trzyma w napięciu, rozbudza ciekawość do ostatniej strony. „Crimen” rozpoczyna i kończy zdanie: „ Nadszedł ów człowiek od północnej strony, od wąskiej uliczki, co ją rymarze zajmowali. (…) Idąc oglądał się zdziwiony…”. Można więc z Tomaszem Błudnickim wejść raz jeszcze na karty powieści i chyba z tego zaproszenia ponownie skorzystam. Życzę wszystkim czytelnikom dobrej lektury, bo wiem, że taka właśnie będzie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz