Łączna liczba wyświetleń

środa, 2 lipca 2014

PARABELLUM. HORYZONT ZDARZEŃ



Z przyjemnością przeczytałam dalszy ciąg wojennych przygód bohaterów „Parabellum”, autorstwa Remigiusza Mroza. W części drugiej z podtytułem „Horyzont zdarzeń” spotykamy ich ponownie na drogach ogarniętych zawieruchą II wojny światowej, Granice państw, nie są już takie same. Rozdarta na pół ojczyzna, cierpi pod butem hitlerowskich i sowieckich agresorów.
Patrząc na okładkę, widzimy pistolet oznaczony sierpem i młotem, co daje nam pewność, że w tej części, „Horyzont zdarzeń” rozciąga się na Wschód. Jednak część bohaterów podąża na Zachód. Linia wrogich działań staje się coraz bardziej niebezpieczna.
Trwa wojna, ale także zwykłe życie. Bohaterowie są młodzi, zakochani, odważni i w „gorącej wodzie kąpani”, dzięki czemu „Parabellum” utrzymuje prędkość. Nie brakuje prawdziwych czarnych charakterów, ani ludzi szlachetnych, po obu stronach barykady. Nie ma znaczenia narodowość. Ludzkie odruchy poznajemy po uczynkach. Musimy polegać na sobie i ufać, wbrew nadziei, by nie zatracić w sobie człowieka, by ze strachu, ambicji, czy na rozkaz, nie zamienić się w bezwzględną, pozbawioną uczuć maszynę.
Zwykle nie porównuję do siebie pisarzy, ale tym razem, skojarzenie przyszło już po przeczytaniu pierwszej części „Parabellum”, a część druga tylko to podobieństwo potwierdziła. Remigiusz Mróz pisze równie dobrze, jak mój ulubiony autor książek przygodowo - wojennych Leo Kessler. Czytając przygodową serię o niemieckim batalionie szturmowym, miałam cichą nadzieję, że kiedyś znajdzie się autor, który podejmie podobną tematykę w naszej rodzimej odsłonie i moje marzenie się spełniło. I chociaż nie wszyscy być może lubią tego typu lekturę, którą brytyjski pisarz Charles Whiting, tworzący pod pseudonimem Leo Kessler, sam określał żartobliwie, jako „Pif-paf, krew i strach” (Bang-bang, thrills-and-spills ), to dla miłośników gatunku, książki, piszącego z równie zawrotną prędkością Remigiusza Mroza, będą na pewno godne uwagi. I o to właśnie chodzi w czytaniu: o rozrywkę, dobrą, sprawnie napisaną lekturę, przy której odpoczywamy w kręgu ulubionej tematyki.
Mam także nadzieję, że autor „Parabellum” dotrze do młodych czytelników, ponieważ pisze o historii II wojny w interesujący i atrakcyjny sposób. Wszyscy wiemy, że nikt nie lubi suchych faktów i zakuwania dat, dlatego poznawanie historii „przy okazji”, podążając za ulubionymi bohaterami, może skłonić wiele osób do spojrzenia na nasze dzieje, przychylniejszym okiem. Historia jest przecież pasjonująca, tylko trzeba to odkryć.
Remigiusz Mróz bardzo dba o detale, co jest ogromnym atutem tej książki: wzory mundurów, sztylety, nazwy pistoletów, czy stopni wojskowych, wszystko jest dokładnie sprawdzone i wplecione w fabułę.
Bohaterowie są wyraziści, z poczuciem humoru i co najważniejsze, nie stoją w miejscu, nie rozczulają się nad sobą, idą, a raczej biegną naprzód, a my podążamy za nimi.
Zachęcam zatem do zbadania „ HORYZONTU ZDARZEŃ – granicy, po przekroczeniu której, niemożliwe jest wyrwanie się z pola grawitacyjnego czarnej dziury. Nawet światło nie jest w stanie opuścić tego obszaru…”
„Parabellum” to seria, którą czyta się szybko i przyjemnie. Polecam jako lekturę na lato, bo ma w sobie dużo energii. Sprawdzi się także w chłodniejsze dni. A zatem opowieść uniwersalna, na każdy czas. Ode mnie 7/10. Bardzo dobra w kategorii przygodowo – wojennej. 
Za możliwość przeczytania książki, dziękuję Wydawnictwu Erica oraz Autorowi.

DZIEWCZYNY Z DANBURY



Oparta na faktach książka Piper Kerman „ Dziewczyny z Danbury”, przyciąga wzrok pomarańczową, słoneczną okładką, chociaż historia w niej opisana rozgrywa się w więziennych murach, a kolor nawiązuje do ubrania skazanych.
”Wspomnienia często składają się z trudnych momentów życia człowieka – pisze autorka – w moim przypadku zaczyna się od najgłupszej, najbardziej niemoralnej rzeczy, jaką kiedykolwiek zrobiłam. I właśnie za to, co zrobiłam, musiałam ponieść straszne konsekwencje (…) Bo więzienie, to okropne miejsce. Jednak odsiadywałam swój wyrok, myśląc o pozytywnych rzeczach, które mogłam znaleźć, czy to we mnie, czy w innych ludziach.” O tym właśnie jest ta książka. 
Okładka, moim zdaniem, nie oddaje właściwej treści książki, nie jest to opowieść o wystrzałowej dziewczynie w pomarańczowej sukience, lecz więźniarce, która z godnością stara się przeżyć wyznaczony jej przez sąd czas izolacji od społeczeństwa.
Kiedy czytam opis z okładki, nie mogę zgodzić się, że jest to książka „zabawna”, ja bynajmniej się przy niej nie śmiałam, jest za to niewątpliwie współczesna i prawdziwa, bo oparta na autentycznych przeżyciach autorki. Pokazuje także nieuchronność amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Jeśli znajdziesz się już na celowniku, nawet za błahe przewinienie, za „flirt” ze światem przestępczym, konsekwencje zawsze trzeba ponieść, nie ma przed nimi ucieczki, czy się na to godzisz, czy nie. Kerman postanowiła przyznać się do owego „flirtu” sprzed lat i dobrowolnie pójść do więzienia. Spędziła w nim ponad rok, ucząc się na nowo siebie i życia. Po wyjściu na wolność, opisała swoje przeżycia w „ Dziewczynach z Danbury”.
W przypadku Kerman, przyjaciele, rodzina i narzeczony, stoją za nią murem i wspierają zza więziennej bramy. Ma z nimi kontakt listowny i podczas widzeń. Daje jej to ogromną siłę, do zmierzenia się z odbywanym wyrokiem więzienia i zmagania się z codziennością. Nie jest traktowana brutalnie, jednak jak mówi, sam fakt, że człowiek zostaje zamknięty i ubezwłasnowolniony na czas przebywania w zamknięciu, jest przeżyciem bardzo traumatycznym. Autorka nie użala się jednak nad sobą i należy przyznać, że oddaje atmosferę więzienia. Opisuje ją bardzo dokładnie, chociaż wspomnienia pisze już po jego opuszczeniu. Kerman ma jednak to szczęście, że wraca do nowego domu i kochającego mężczyzny, który na nią czeka.  
Dzięki Piper Kerman, poznajemy losy innych osadzonych kobiet, które były w znacznie gorszym położeniu, z dłuższymi wyrokami i zupełnie samotne. Zaglądamy za kurtynę więziennej bramy, poznajemy dzień codzienny więźniarek, plan zajęć, system nagród i kar, system zachowań, hermetyczny język, charakterystyczny dla współtowarzyszek w pomarańczowych uniformach. 
Książka, jest „czytelna” dla wszystkich, którzy po nią sięgnął. Pomocne były listy, które autorka wymieniała w bardzo dużych ilościach. Wspomaga ją także mąż i znajomi. W końcu redaktorzy. Dla osób sięgających po pióro, wparcie tych ostatnich jest najbardziej wartościowe. Zadbali oni bowiem o to, by wspomnienia byłej więźniarki, nie były zbyt hermetyczne i trudne do zrozumienia 
Serialu nie widziałam, ale teraz już mogę. Zawsze staram się przeczytać najpierw książkę, na potem zostawiam ekranizację i taką kolejność szczerze wszystkim polecam. Nie wiem, jaki jest serial, ale książka jest bardzo dobra i w swojej uniwersalnej kategorii także potrzebna. Mamy okazję poznać świat niedostępny naszym oczom na co dzień, a także poczuć atmosferę przymusowego odosobnienia.
Ode mnie 8/10. Polecam. Za możliwość jej przeczytania, dziękuję Wydawnictwu „Replika”.


SĄD OSTATECZNY




Z okładki książki „Sąd Ostateczny” Anny Klejzerowicz, spoglądają na nas postaci, które wyszły spod pędzla niemieckiego malarza Hansa Memlinga. „ Miłość, sztuka, pieniądze i śmierć” – te słowa zachęcają do sięgnięcia po osadzony w Gdańsku kryminał, którego głównym bohaterem jest były policjant, obecnie dziennikarz, o kąśliwym nazwisku Żądło. Nie należy jednak się obawiać, Emil jest bardzo sympatycznym mężczyzną i chociaż boryka się z osobistymi problemami, bez wahania angażuje się w śledztwo.
Książka Anny Klejzerowicz jest przejrzystym, świetnie napisanym kryminałem, który trzyma się klasycznych i najlepszych moim zdaniem rozwiązań, dla tego typu literatury. Dreszczu przerażenia nie czułam, ale Gdańsk dzięki autorce zobaczyłam, potrafiłam sobie go wyobrazić. I to jest siła dobrze napisanej książki.
Bohaterowie są zwyczajni, podobni do nas. W sprawę kryminalną zostają wciągnięci tak, jak mógłby zostać wciągnięty każdy z nas: losowo, przez przypadek. Każdy z nas, niestety, mógłby zostać także ofiarą szaleńca. Współczesna fabuła jest dużym atutem książki.
Jest też garść historii ( osobiście czuję niedosyt), oraz widoczna w fabule miłość do sztuki i rodzinnego miasta. Autorka odkrywa się także jako „kociara”, co osobiście bardzo mnie ujęło, zwłaszcza pamiętna scena z pupilem bohaterki w roli głównej.
To moja pierwsza przeczytana książka gdańskiej pisarki Anny Klejzerowicz, także publicystki, fotografa, redaktora i wiem już, że nie ostatnia. Z pewnością sięgnę po inne książki autorki, miłośniczki gór, sztuki, historii i zabytków swojego regionu.
Ładnie wydana seria o Emilu Żądło, w podobnej szacie graficznej, w sam raz na dobry, czytelniczy prezent. Styl pisania przejrzysty, czytelny, właściwe tempo akcji, kryminalna zagadka i bohaterowie, których na pewno polubimy.
Nawet jeśli nie interesuje nas sztuka, podążając za bohaterami dowiemy się wiele ciekawych rzeczy na temat Memlinga i jego dzieła, które gra w książce pierwsze skrzypce.
„Sąd Ostateczny” przeczytałam w jedne dzień, ma 315 stron. Chociaż jest to kryminał i traktuje o dość ponurych sprawach (morderstwo, zbrodnia, nienawiść), to jednak książka jest godna uwagi i polecenia na czas podróży czy też letniego, czytelniczego sam na sam z lekturą. Gorąco polecam. Ode mnie 7/10. Za możliwość jej przeczytania, dziękuję Wydawnictwu „Replika”.


NIEDŹWIEDŹ WOJTEK. NIEZWYKŁY ŻOŁNIERZ ARMII ANDERSA



Historia Niedźwiedzia Wojtka, szeregowego żołnierza 22.Kompanii Zaopatrywania Artylerii 2. Korpusu gen. Andersa, jest ewenementem w skali europejskiej a może nawet światowej. Jakie wojsko może pochwalić takim towarzyszem broni?! Osobiście nie słyszałam o podobnych wypadkach i tym bardziej zastanawiam się, dlaczego jest to fakt zapomniany i tak mało znany? Dlaczego o Wojtku nie uczy się w naszych szkołach? Dlaczego nikt z naszych rodaków nie opisał dotąd tej historii? Przecież jest to historia piękna, fascynująca i bohaterska, a przede wszystkim nasza, polska, rodzima. To smutne, że szukamy tematów w innych krajach i kulturach, a o swoją własną historię traktujemy po macoszemu. A przecież mamy się czym chwalić. Nasza historia jest trudna i tragiczna, ale piękna i wartościowa.
Aileen Orr, autorka książki „Niedźwiedź Wojtek. Niezwykły żołnierz Armii Andersa”, opisuje życie Wojtka i próbuje zrozumieć historię Polski, Polaków i naszą wielowiekową walkę o wolność wciąż na nowo odzyskiwaną i traconą. Jest także założycielem The Wojtek Memorial Trust i prowadzi akcję na rzecz postawienia Wojtkowi pomnika w Szkocji.
Książka o Wojtku została wydana w Polsce w 70. rocznicę urodzin niedźwiedzia i żołnierza, prawdziwego przyjaciela na dobre i na złe. Wojtek podzielił los tysięcy polskich żołnierzy, zdemobilizowanych po wojnie, pozbawionych nadziei i Ojczyzny, do której nie mogli lub nie chcieli wracać. Walczyli o inną Polskę, przelewając krew pod Monte Cassino i na wojennym szlaku, lecz o tym, jaka będzie Polska, zadecydowały mocarstwa i polityka. Wojtek resztę życia spędził z edynburskim zoo.
            Aileen Orr urodziła się i dorastała w szkockim miasteczku Lockerbie, a po studiach jako regionalny dyrektor, zajęła się promocją wiejskich obszarów Szkocji. Kraj Aileen nie raz słyszał o Polakach a także gościł na swojej ziemi nasze formacje wojskowe. Wielu Szkotów wyemigrowało przed wiekami do Polski i tutaj osiadło. Aileen opowiedział o Wojtku dziadek a potem sama spotkała niedźwiedzia i nigdy nie zdołała o nim zapomnieć.
„Fascynacja Wojtkiem – wspomina – zaczęła się jeszcze w okresie dzieciństwa i przetrwała do dnia dzisiejszego. (…) Postać Wojtka miała ogromną siłę oddziaływania, a jego legendę z pokolenia na pokolenie przekazywały sobie tysiące ludzi. (…) W pewnym momencie zaczęłam podejrzewać, że popularność Wojtka, na swój niedźwiedzi sposób, dorównywała popularności, którą cieszył się Elvis Presley.”
            Droga jaką przeszedł Wojtek, jego wielkie przywiązanie do polskiej mowy i polskich żołnierzy, a także zapasów, kąpieli i impulsywnych zachowań, ma wiele zabawnych epizodów. Równie dużo było sytuacji bardzo wzruszających. Najtrudniejsze z nich to rozstanie z ludźmi i spędzenie reszty życia w zamknięciu. Zarówno żołnierze jak i sam Wojtek, nie umieli żyć w nowej rzeczywistości z dala od siebie. Już nigdy nie byli tacy sami, jak w czasie wspólnej drogi. Paradoksalnie wojna była szczęśliwszym okresem dla Wojtka i jego towarzyszy, niż pokój, który nie dla wszystkich Polaków był powodem do radości.
Po przeczytaniu książki, miałam mieszane uczucia. Z jednej strony, historia Wojtka bardzo mnie poruszyła, jak każda, której bohaterem jest zwierzę. Kocham zwierzęta i bardzo obchodzi mnie ich los, nie mogę pojąć okrucieństwa, które tak często cechuje nieprzyjaznych wobec ich uczuć ludzi. Szkocki stosunek do zwierząt, został opisany na początku książki: jak zwierzę jest niepotrzebne i stare, to się je usypia. Tak postąpiono także z Wojtkiem. Sprawdziłam, jak długo może żyć niedźwiedź, na wolności: 30 – 40 lat, w niewoli znacznie dłużej. Wojtek miał 23 lata, gdy go uśpiono, rzekomo z powodu wieku. Także sposób, w jaki zmuszono Polaków, a zwłaszcza opiekuna Wojtka Piotra Prendysa, do porzucenia Wojtka, czyli oddania do zoo, nie był ze strony Szkotów właściwy – przynajmniej ja tak to odebrałam. Warunek był jeden: zoo albo rozstrzelanie. Chcieli go zwyczajnie zastrzelić! Piotr Prendys nigdy nie pogodził się z rozstaniem z Wojtkiem, cierpiał także niedźwiedź.
Nasunęła mi się także bardzo niewesoła refleksja, że Brytyjczycy jak i wiele innych narodów nie pojmują naszej szczerej, słowiańskiej duszy, naszego poświęcenia dla innych i bohaterstwa naszych żołnierzy. Bardzo raziła mnie w tej książce, nieudolna próba opisania, czy zrozumienia naszej polskiej historii. Wszystko niby poprawnie, pięknie, ale co rusz stereotypy, bardzo dla nas krzywdzące, nawet w kontekście Wojtka: „Wojtek nadużywał alkoholu, upił się w Boże Narodzenie, upijał się wiele razy…” – bo przecież, Polacy chyba nic innego nie robili w czasie wojny, tylko pili! Walki pod Monte Cassino, tragiczny los polskich żołnierzy, których tak wielu zginęło, a także wspaniały udział Wojtka, jego bohaterska, żołnierska praca, zostały potraktowane marginalnie. Ważniejsze dla autorki były opisy tego typu: „ Na polskich polach zasiewano żyto ( zboże, tradycyjnie wykorzystywane do produkcji wódki), którą pędzono także z innych, łatwo dostępnych substytutów, takich jak ziemniaki, obierki ziemniaczane, a nawet melasa”. W innym miejscu, żołnierze Andersa, są uznani za analfabetów, rolników, którzy niewiele potrafią.” Wiele takich zdań i nie chcę ich przytaczać. Może podchodzę do tego tematu zbyt emocjonalnie…
Wspomnienie o Wojtku i próba przywrócenia go w pamięci współczesnych przez autorkę, uważam za słuszne i potrzebne. Swoje emocje pozostawię oceniając nieco z boku. Polecam ją wszystkim miłośnikom zwierząt i naszej historii. My Polacy, najlepiej ją znamy i może uda się czytelnikom przymknąć oko, na stereotypy powielane przez Orr w jej książce.
Za możliwość jej przeczytania, dziękuję Wydawnictwu „Replika”.