Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 20 listopada 2012

Strzelcy - Inwazja Na Hiszpanię, 1809


Bernard Cornwell, to angielski pisarz, autor thrillerów i powieści historycznych, mieszkający na stałe w USA. Najpoczytniejszym cyklem pisarza, są przygody angielskiego żołnierza Richarda Sharpe'a, rozgrywające się w czasach napoleońskich. W dowód uznania dla jego twórczości, królowa Elżbieta II z okazji swych 80 urodzin w czerwcu 2006 r., nadała Bernardowi Cornwellowi Order Imperium Brytyjskiego a Stephen King pisał:          Cornwell jak zawsze ekscytujący… To są cudowne powieści!” Po lekturze „Triumfu” i „Fortecy”, miałam – delikatnie mówiąc – odmienne zdanie. Po przeczytaniu części pod tytułem: „Strzelcy. Inwazja na Hiszpanię 1809 ”, jestem skłonna je zmienić, może zgodnie z zasadą „do trzech razy sztuka”, a może z zupełnie innego powodu?
W „ Strzelcach” po raz pierwszy pojawiają się: tajemnica, pilnie strzeżona skrzynia, hiszpańscy partyzanci, zimowe, górskie krajobrazy, wątek religijny i sam Sharpe, odrobinę ciekawszy, niż w poprzednich odsłonach. Czytając, zastanawiałam się, co sprawiło, że nie odłożyłam jej na półkę? Jest to przecież jedna z książek serii, która mnie nie porwała? Czym różni się od innych? Odpowiedź daje w przedmowie sam autor:
” Kiedyś obiecywałem sobie, że nigdy nie będę wracał do pierwszych lat kariery Sharpe”a, ale później, w 1987 roku, pewni wspaniali producenci telewizji hiszpańskiej spytali, czy nie mógłbym stworzyć nowej powieści. Chcieli dostać historię, w której Hiszpanie odegrają znaczącą rolę…” I oto cała tajemnica. Innymi słowy mówiąc, hiszpańscy producenci filmowi nieświadomie sprawili, że pisarz „odświeżył” swoją historię, wlał w nią więcej emocji, dreszczyku i tajemnicy. Czyli, gdy chce, to potrafi… Życzyłabym sobie, by w kolejnych częściach nadal chciał. Nawet, gdyby miał pozostać przy starych nawykach, takich jak nadużywanie rzeczownika „krew” lub użalanie się nad Sharpem: Biedny, biedny Richard… Ach, jak on strasznie cierpi…A przez to staje się potwornie flegmatyczny i bezbarwny, jako główny bohater – przynajmniej dla mnie. W „ Strzelcach” trochę odżył, mam nadzieję, że takim pozostanie.
Niewątpliwym plusem powieści Cornwella, jest historyczna dokładność w przedstawianiu faktów, detalów żołnierskiego umundurowania czy broni. Jest grudzień 1809. Wielka Brytania, Hiszpania i Portugalia, starają się zahamować zwycięski pochód Francuzów przez Półwysep Iberyjski. Na zachodzie Hiszpanii stacjonują wojska angielskie, król Hiszpanii przebywa jako jeniec we Francji, w Madrycie panuje brat cesarza, jedyną nadzieją na ocalenie kraju, jest skarb narodu hiszpańskiego, ukryty w prostej drewnianej skrzyni, chronionej przez dumnego arystokratę Biasa Vivara. Zakompleksiony, samotny pośród własnych rodaków Sharpe, na długo zapamięta tę elektryzującą, magiczną postać, która tej części „Kampanii Richarda Sharpe’a”, nadała właściwego smaku. Obawiam się, że wraz z tą postacią, zniknie ta odrobina pikanterii, której brakowało mi w książkach Cornwella, lecz jednocześnie mam nadzieję, że się mylę… W tej części przygód brytyjskiego żołnierza znalazłam „coś” innego, nowego, świeżego a nawet interesującego i jestem skłonna po raz pierwszy z czystym sumieniem polecić ją czytelnikom. Miłośników Cornwella zachęcać nie muszę, a tych wahających się zapewniam, że warto po nią sięgnąć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz