„Simon i dęby”,
to książka, której nie sposób podsumować jednym zdaniem. Jej wielowątkowa,
bardzo rozbudowana fabuła, psychologicznie złożone postaci, tło obyczajowe i
przeszłość każdego z bohaterów, składają się na niełatwą lekturę. Każdy z
bohaterów obarczony jest bardzo bolesnymi wspomnieniami z dzieciństwa czy
młodości. W ich życiu panuje jakiś złowieszczy, przytłaczający smutek i
nostalgia, które towarzyszą bohaterom od urodzenia aż po dojrzałość, czasem do
samego końca.
Tak właśnie odebrałam
klimat tej powieści. Nie ma w niej pośpiechu, życie toczy się zwyczajnym rytmem
i chociaż informacja na okładce wyraźnie mówi o wojnie i żydowskim chłopcu,
wychowywanym przez szwedzką rodzinę, nie jest to wątek stricte wojenny, taki,
jakiego oczekuje być może polski czytelnik. W powieści Marianny Fredriksson,
szwedzkiej pisarki, której książki zostały przetłumaczone na wiele języków,
wątek żydowskiego chłopca został umieszczony mniej w kontekście wojny i w
antysemityzmie ( chociaż niewątpliwie się pojawia i towarzyszy bohaterom w
całej powieści), a bardziej w obyczajowości, dojrzewaniu i budzącym się erotyzmie
głównego bohatera, który szuka w sobie odpowiedzi na nurtujące go pytania,
życiowe wybory i prawdziwe uczucia do przybranych rodziców, swoich korzeni i
kobiet, które spotyka na swojej drodze.
Ważna w powieści
jest także przyjaźń, nie zawsze serdeczna, lecz prawdziwa i gotowa do
poświęcenia w chwilach próby. Bohaterowie wciąż przeprowadzają rozrachunek ze
swoimi emocjami i znajdziemy ich prawdziwy wachlarz od miłości i czułości po
nienawiść i odrzucenie.
Jeśli chodzi o
całkowitą rozbieżność z treścią książki, to uważam, że stanowi ją okładka. Nie
wiem, kim jest słodki malec na okładce, bo jeśli Simonem, to zdecydowanie za
małym i jest takim tylko przez krótki fragment opowieści. Fabuła opiera się na
przemyśleniach i życiu starszego chłopca, a nie malucha. Pluszowy miś z jakiejś
innej bajki, nie wspominając o psie ( dla mnie największa zagadka) - dlaczego w
ogóle, i dlaczego ta rasa? Tytułowe „dęby” też trochę wciśnięte w tę powieść na
siłę. Czytelnicy, których przyciągnie opisana w niej historia, nie będą na
pewno na ten szczegół zwracali uwagi, ale należy o nim wspomnieć dla tych,
którzy planują lekturę kierując się okładką. Nie znajdą bowiem w książce
niczego z jej klimatu.
Nie każdemu
spodoba się ta książka. Przeplatające się liczne wątki od obyczajowego, poprzez
historyczno - psychologiczny na
archeologicznym kończąc, sprawią, że przy lekturze wytrwa jedynie czytelnik
obcujący na co dzień z trudniejszą, bardziej wymagającą literaturą, i dla niego
będzie to prawdziwa duchowa uczta. I takiej właśnie serdecznie wszystkim życzę.
Jeśli się spodoba, to 400 stron pochłoniemy bardzo szybko.
Osobiście książka przypadła mi do gustu, chociaż nie wszystko, tak do
końca mi się w niej podobało. Wiele wątków było – takie mam odczucie – zupełnie
niepotrzebnych, które wręcz odbiegały bardzo, bardzo daleko od tematu, by potem
nagle się urwać i nie wnosiły do fabuły zbyt wiele. Całość oceniam jednak
pozytywnie. Wzruszył mnie wątek Karin, jej dzieciństwo, ojciec, który ją
wychowywał i powracające w dniu śmierci jemiołuszki. Znalazłam w niej także
wiele pięknych, mądrych sentencji. Polecam czytelnikom, którzy szukają lektury „innej
niż wszystkie”, i być może dla wielu „Simon i dęby” będzie jedną z nich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz