Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 15 września 2014

SIMON I DĘBY





„Simon i dęby”, to książka, której nie sposób podsumować jednym zdaniem. Jej wielowątkowa, bardzo rozbudowana fabuła, psychologicznie złożone postaci, tło obyczajowe i przeszłość każdego z bohaterów, składają się na niełatwą lekturę. Każdy z bohaterów obarczony jest bardzo bolesnymi wspomnieniami z dzieciństwa czy młodości. W ich życiu panuje jakiś złowieszczy, przytłaczający smutek i nostalgia, które towarzyszą bohaterom od urodzenia aż po dojrzałość, czasem do samego końca.
Tak właśnie odebrałam klimat tej powieści. Nie ma w niej pośpiechu, życie toczy się zwyczajnym rytmem i chociaż informacja na okładce wyraźnie mówi o wojnie i żydowskim chłopcu, wychowywanym przez szwedzką rodzinę, nie jest to wątek stricte wojenny, taki, jakiego oczekuje być może polski czytelnik. W powieści Marianny Fredriksson, szwedzkiej pisarki, której książki zostały przetłumaczone na wiele języków, wątek żydowskiego chłopca został umieszczony mniej w kontekście wojny i w antysemityzmie ( chociaż niewątpliwie się pojawia i towarzyszy bohaterom w całej powieści), a bardziej w obyczajowości, dojrzewaniu i budzącym się erotyzmie głównego bohatera, który szuka w sobie odpowiedzi na nurtujące go pytania, życiowe wybory i prawdziwe uczucia do przybranych rodziców, swoich korzeni i kobiet, które spotyka na swojej drodze.
Ważna w powieści jest także przyjaźń, nie zawsze serdeczna, lecz prawdziwa i gotowa do poświęcenia w chwilach próby. Bohaterowie wciąż przeprowadzają rozrachunek ze swoimi emocjami i znajdziemy ich prawdziwy wachlarz od miłości i czułości po nienawiść i odrzucenie.
Jeśli chodzi o całkowitą rozbieżność z treścią książki, to uważam, że stanowi ją okładka. Nie wiem, kim jest słodki malec na okładce, bo jeśli Simonem, to zdecydowanie za małym i jest takim tylko przez krótki fragment opowieści. Fabuła opiera się na przemyśleniach i życiu starszego chłopca, a nie malucha. Pluszowy miś z jakiejś innej bajki, nie wspominając o psie ( dla mnie największa zagadka) - dlaczego w ogóle, i dlaczego ta rasa? Tytułowe „dęby” też trochę wciśnięte w tę powieść na siłę. Czytelnicy, których przyciągnie opisana w niej historia, nie będą na pewno na ten szczegół zwracali uwagi, ale należy o nim wspomnieć dla tych, którzy planują lekturę kierując się okładką. Nie znajdą bowiem w książce niczego z jej klimatu.
Nie każdemu spodoba się ta książka. Przeplatające się liczne wątki od obyczajowego, poprzez historyczno - psychologiczny  na archeologicznym kończąc, sprawią, że przy lekturze wytrwa jedynie czytelnik obcujący na co dzień z trudniejszą, bardziej wymagającą literaturą, i dla niego będzie to prawdziwa duchowa uczta. I takiej właśnie serdecznie wszystkim życzę. Jeśli się spodoba, to 400 stron pochłoniemy bardzo szybko.
Osobiście książka przypadła mi do gustu, chociaż nie wszystko, tak do końca mi się w niej podobało. Wiele wątków było – takie mam odczucie – zupełnie niepotrzebnych, które wręcz odbiegały bardzo, bardzo daleko od tematu, by potem nagle się urwać i nie wnosiły do fabuły zbyt wiele. Całość oceniam jednak pozytywnie. Wzruszył mnie wątek Karin, jej dzieciństwo, ojciec, który ją wychowywał i powracające w dniu śmierci jemiołuszki. Znalazłam w niej także wiele pięknych, mądrych sentencji. Polecam czytelnikom, którzy szukają lektury „innej niż wszystkie”, i być może dla wielu „Simon i dęby” będzie jedną z nich. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz