Łączna liczba wyświetleń

środa, 13 lutego 2013

Igor Witkowski, „Siedem spojrzeń na srebrną relikwię”



Igor Witkowski, „Siedem spojrzeń na srebrną relikwię”

Książka Igora Witkowskiego – warszawskiego dziennikarza, zajmującego się techniką wojskową, historią Trzeciej Rzeszy i zagadnieniami z okresu II wojny światowej – pt. „Siedem spojrzeń na srebrną relikwię”, jest najnowszą powieścią autora. Książka ukazała się w serii : „Tajne historie ludzkości 3” i w pewien sposób ( końcowe rozdziały) nawiązuje do „Kodu Hitlera”, który był pierwszą z książek Igora Witkowskiego, jakie przeczytałam. Jak wcześniejsze wydania z tej serii, przypomina trochę podręcznik gimnazjalny, a ciasno sklejone strony – także tutaj – utrudniają czytanie.
  Na okładce czytamy: „intrygująca, niemal sensacyjna, punkty zwrotne w rozwoju ziemskiej cywilizacji, Wielki Plan, mechanizmy rozwoju ludzkości” – niczego takiego w niej nie znalazłam, ale daje szansę innym czytelnikom – może oni uchwycą to, czego ja nie widzę. To możliwe. Tytułowa relikwia to „ przedmiot wykonany ze światła, który ma zostać przekazany, który jest jakby drabiną gdzieś prowadzącą, jakby niósł on promień wskazujący inne miejsce i inny czas.” Od siebie dodam, że ów kamień, jest pechowy i przynosi kłopoty, a sama książka Igora Witkowskiego nie jest powieścią sensacyjną, raczej podróżniczą, tutaj dodatkowo z elementami fantasy.
Tym razem wędrujemy w czasie. W 8330 r.p.n.e., kłopoty dosięgają Białego Wilka i jego matki szamanki lecz dość szybko się kończą. Jak? Nie zdradzę. Kamień pojawia się ponownie w 3251 r. p.n. e. Para narzeczonych: Aran i Inana, niosą go Bóg wie gdzie i dość długo, mocno podczas drogi filozofując, a kończy się jak w rozdziale pierwszym. Idziemy dalej… W rozdziale trzecim kamień trafia w ręce Archyjosa z Krety i niewolnika Kaliasa – po pominięciu filozoficznych treści, kończy się jak zwykle. Rok 1142 n.e. Kamień miesza w życiu mnicha Johanna, który „pokrywszy się surrealistyczną warstwą, przypominającą nieskazitelnie białą, zwiewną watę…( mnich, nie kamień), zostaje w naturalny sposób…” Nie zdradzę. Moim celem było przytoczenie ulubionego słowa autora: „surrealistyczny”.  Rozdział kolejny, nawiązujący do „Kodu Hitlera”(polecam, jako streszczenie tej pozycji ), przenosi nas do roku 1938 i ponownie zaznajamia z takimi pojęciami jak Ahnenerbe i SS. Przez chwilę mamy rok 1997 i ostatni 2013. Pragnę w tym miejscu zwrócić uwagę, że jest to rozdział, wbrew wszystkiemu, optymistyczny. Igor Witkowski zakłada bowiem, że rok 2013 w ogóle będzie, co w obliczu pogłosek o końcu świata w wydaniu Majów, może mieć dla wielu ogromne znaczenie. Do autora można mieć w tej materii zaufanie.
Książkę, a zwłaszcza ostatni rozdział, powinni przeczytać Ufolodzy, ponieważ autor cytuje fragmenty autentycznych wypowiedzi wprost z kwartalnika „UFO” i nie tylko dla tego. Mnie autor do swojej teorii nie przekonał, ale na pewno znajdzie sporą grupę osób, która będzie mu kibicować. Podobały mi się malowniczo opisane miejsca, nie podobały kolokwializmy, o które potykałam się co chwila: szaman nie owijał rzeczy w bawełnę , bohaterowie nie mieli zielonego pojęcia o niebezpieczeństwie, ktoś stanął jak zamurowany, kapłan nie miał z powiedzeniem czegoś problemu, a szamankę pytano: co jeszcze pani widziała? Uważam, że skoro dotykamy spraw egzystencjalnych, filozoficznych, natchnionych, to takie zwroty są ciałem obcym. Język w książce nie zmienia się, a powinien. Inaczej „mówiono” w epoce kamienia łupanego ( dysput to chyba wówczas nie było…), inaczej w starożytności, w kolebce cywilizacji i filozofii, jeszcze inaczej współcześnie.
W skali dziesięciopunktowej przyznaję tej pozycji pięć punktów, za to głównie, że jest „inna” i przez to oryginalna. Po prostu Witkowski. Albo czytamy, albo nie. Polecam czytelnikom, którzy lubią pofilozofować i chętnie sięgają po kwartalnik „Ufo”. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz