Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 2 lipca 2012

Awantura na moście

„Awantura na moście” Marcina Hybela, to książka z rzadkiego gatunku komedii fantasy. Przenosi nas w świat „w którym było tak błogo, że niektórych aż krew zalewała…” i przyznać trzeba, że tytułowa komedyja wieków minionych, bardzo się autorowi – życiowemu realiście, który świat traktuje z przymrużeniem oka – udała.
Książka przenosi nas w świat, rodem ze świetnego komiksu „Kajko i Kokosz” – przynajmniej takie było moje pierwsze wrażenie. W trakcie czytania przyszły nowe skojarzenia – perypetie zwariowanych i nieszablonowych bohaterów przypominały mi także pewien stary film o zabawnych przygodach niejakiego „Gangu Olsena.” Po raz pierwszy od wielu lat serdecznie się uśmiałam i nie był to śmiech przez łzy. Opowieść wciąga, nie pozawala na nudę i zaskakuje wartką fabułą.
Akcja „ Awantury na moście” rozpoczyna się w pewnym średniowiecznym, słowiańskim grodzie, prowadzi leśnymi ścieżkami do klasztoru Peruna i jego lochami wyprowadza czytelnika na tytułowy most. A tam… oj, będzie się działo! Istna komedia omyłek. A dotrzemy tam, zanim się obejrzymy i będzie nam żal, że to już koniec. Ale po kolei…
Nogradem, włada wnuk założyciela grodu – Gramisz, którego marzeniem jest zainstalowanie w grodzie nowoczesnego monitoringu: „ Specjalnie trenowane papugi, rozstawione po słupach po mieście, robiłyby raban, gdyby tylko dostrzegły jakieś przewinienie.” Metody włodarza, by wydusić z pewnego jąkały ważne informacje, są równie godne polecenia, m.in. zapuszczenie do buzi marudera paru rozwścieczonych pszczół, by rozwiązać mu język. Na uwagę zasługuje syn Nograsza - Alford, wojmił grodu, który przyprawia o ból brzucha - ze śmiechu oczywiście. Sceny w jego wykonaniu są po prostu mistrzowskie: galop na przywiązanej kobyle, graniczące z bohaterstwem czytanie listu od ukochanej Aliwi czy prawdziwie męczeńska wyprawa na randkę. Moimi faworytami, została jednak para staruszków, z pozoru niegroźnych i bezzębnych o imionach Lentak i Melmir, na których zastosowano wiele terapii wstrząsowych typu: małżeńska terapia warząchwią. Podejrzewam, że jeden z nich trafił po onej na okładkę, na której, wbrew podejrzeniom, nie potknęła się niewiasta. Wszak ocalenie skóry przed rozwścieczoną połowicą, wymagało nie lada sprytu… Nocą, znudzeni dobrobytem mieszkańcy Nogradu, zaczną wyczyniać prawdziwie niebezpieczne harce. Stęskniona za ukochanym Aliwia, wzbudzi z martwych pewnego Krawosa. Jej zaborczy ojciec, sugestywnie wyłoży dorastającemu synowi, przewagę fachu kupieckiego nad rycerskim. Rozbójnik Rotupal, opłakujący śmierć brata – rozbójnika, przygotuje niejedną potwornie niebezpieczną ( dla niego) zasadzkę w lesie. Bogobój Kumar opłaci wiernych za wizytę w klasztorze i ześle na siebie nową chorobę, a zakonny pomocnik Jodyk, zdoła po licznych torturach zdradzić kolejną tajemnicę, chociaż na to nie warto chyba liczyć… A może? Ocenić powinien każdy sam.  
„ Awanturę na moście”, polecam tym czytelnikom, którzy mają ochotę z serca i z przepony zwyczajnie się pośmiać. Napisana została ze swadą, przystępnym językiem. Myślę, że rozbawi nawet zatwardziałych smutasów. Swojskie klimaty, moc zabawnych sytuacji i podstępnych knowań, duża dawka humoru i świat na opak – oto jej największe walory. A wszystko odsłania prawdziwie polskie przywary i chociaż obyczaje na pozór z minionej epoki, wydają się czasami dziwnie bliskie i znajome. Świetna lektura zarówno na słoneczną plażę jak i deszczowe wieczory. Przyznaję jej w skali 1 do 10 – 8 punktów. Jest niewątpliwie pośród „komedyj fantasy”, pozycją godną uwagi. Śmiem twierdzić, że przypadłaby do gustu samemu hrabiemu Fredrze i paru innym, wielkim prześmiewcom naszej rodzimej literatury. 280 stron dobrej zabawy. Polecam wszystkim.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz