Są książki, które wkradają się w naszą duszę na długo. Ta, jest właśnie
jedną z nich. Po jej przeczytaniu, zamyślona, opuszkami palców długo gładziłam
okładkę książki z której – unikając naszego wzroku – spogląda zza okularów
ksiądz Jan Twardowski. O czym myśli, trzymając w dłoni ołówek, zawieszony nad
białymi kartkami zeszytu? Może o swoich przyjaciołach, o których nigdy nie
zapominał, piegowatej biedronce, która przysiadła na parapecie okna, czy o
dzieciach, które robiły mu wesołe psikusy… Tak, ksiądz – poeta, myślał o wielu
podobnych rzeczach a w lipcu i tylko wtedy, pisał nieprawdopodobnie piękne
wiersze. Dobre i czyste, jak śnieg. Jak jego dusza, nieustannie w małych
rzeczach wychwalająca Boga.
Książka o księdzu Janie, poruszyła we mnie dawno zapomnianą strunę i tak
po prostu zachwyciła. Jedną z zalet jest to, że można ją czytać wciąż od nowa,
od początku do końca lub w wybranym miejscu. Wywarła na mnie ogromnie pozytywne
wrażenie. Już dawno podobnej nie czytałam. Ma serce w tytule i została z sercem
napisana. Autor, Waldemar Smaszcz, który znał księdza Jana prywatnie i przyjaźnił się z nim,
pisze o nim z ujmującą szczerością, prostotą i ogromnym szacunkiem. Czytając,
miałam wrażenie, że to sam ksiądz snuje tę opowieść o swoim dzieciństwie,
młodości, dojrzałym życiu, a nawet własnej śmierci.
Wszystko to, co grało w duszy księdza Jana Twardowskiego, odnajdziemy we
fragmentach jego wierszy, zamieszczonych w książce, anegdotach z jego życia i
unikatowych fotografiach. Analiza wierszy i opis okoliczności, w jakich
powstały, została przez autora książki przeprowadzona z taką finezją, że ani na
moment, nic nie przesłania samego księdza, jego skromności, talentu i pokory z
jaką szedł przez świat. Powiedział nam w nich wszystko, chociaż nadal niewiele…
Nie spotkamy w tej książce żadnych plotek i taniej sensacji, co uważam za
jej największą zaletę. Ma jeszcze wiele innych. Jest na przykład, przebogatym
zbiorem złotych myśli, celnych puent i zdań, godnych zapamiętania. Książka
wzrusza i bawi. Jest bardzo osobista, odsłania zakamarki poetyckiej duszy, ma w
sobie wielką nostalgię i tak zwyczajnie, skrywa ogromną tęsknotę za księdzem
Janem i jego patrzeniem na świat: Jeśli
las – to szumiący/jeśli rzeki – urwiste/a serce na złość ludziom/ i naiwne i
czyste.
Przyznaję, że już dość dawno nie czytałam wierszy księdza Twardowskiego.
Dzięki tej książce, miałam możliwość ponownego nad nimi zachwytu. I odkryłam,
jak bardzo moje postrzeganie świata, podobne jest do tego, jakim widział go
ksiądz – poeta.
„Poezja, ten szczególny rodzaj
rozmowy…” - pisał ksiądz. „ Wiersze
przemawiają do pewnych ludzi wrażliwych na wiersze. Ci wrażliwi, mogą być
nieliczni, ale ponieważ są wrażliwi, są bardzo ważni, ważniejsi, od licznych
niewrażliwych – powtarzał. W ten sposób poczułam się wyróżniona i poczuje się
tak każdy, kto zanurzy się w tej książce.
Cieszę się, że mogłam przeczytać
ją w lipcu – duchowym miesiącu księdza Twardowskiego, w którym przyjmował
chrzest i święcenia kapłańskie. Wtedy właśnie – „piewca prowincji, jej marzycielskich uroków, śpiewak codziennych baśni
– jak pisał o księdzu Twardowskim Józef Czechowicz – wyruszał na wakacje, by
pisać swoje wiersze: „To najpiękniejsze,
najmilsze dni, podarowane nam przez Pana Boga. (…) To taki czas, kiedy mogę
zabrać się za pisaninę. To nie praca, co najwyżej takie pracowite, miłe
próżnowanie.” Wtedy modlił się słowami :
Daj mi wiersze zwyczajne/w burzy pogodne/takie przez całe życie/niemodne.
„Serce nie do pary”, może pełnić
rolę małej antologii poezji księdza Twardowskiego w naszej biblioteczce.
Książka została starannie wydana: twarda oprawa, czarno – białe fotografie,
zakładka. Gorąco polecam wszystkim czytelnikom, jestem pewna, że nie będą
zawiedzeni. Wspaniała! Ode mnie 10/10. Za możliwość przeczytania, dziękuję
Wydawnictwu Erica.
Wiersze i myśli wynotowane z „Serca nie do pary”:
Było po śmierci/świat stał się biały/jak na rozpacze lek/wszystkie me
grzechy się rozpłakały/ i ucałował śnieg.
Dobra Nowina, poświadczenie własną postawą głoszonych prawd, niekiedy
upomnienie w imię miłości, zawsze i jedynie.
Pomódl się o to, czego nie chcesz wcale.
To, co zrozumiałeś, to już nie jest Bogiem, a więc zaufaj, pozwól Bogu
działać w swoim życiu.
Wiersz musi być prosty, pisany własnym językiem, a nie cudzym, bo tylko w
takich wierszach można zamieszkać, czuć się dobrze.
Lubię wiersze serdecznie niemodne i szczęśliwie zapóźnione.
U nas zawsze rozpoczyna się kolejna część Dziadów.
Poproście Matkę Bożą, abyśmy po śmierci/ w każdą wolną sobotę chodzili po
lesie/ bo niebo nie jest niebem, jeśli wyjścia nie ma.
Poezja to wyrażanie niwyrażalnego.
Pora odejść żal tając, jak iskry niezgasłe/ że mnie ze wsi zabrali, by
pokrzywdzić miastem.
Miłość, której nie widać, nie zasłania sobą.
Można odejść na zawsze, by stale być blisko.
Umarli są przy mnie żywi / istnieją skoro ich nie ma.
Można kochać i chodzić samemu po ciemku/ z przyjaźnią inaczej – ta zawsze
wzajemna.
Klękam z lampką i wiankiem / z czarnym kloszem sutanny u nóg.
Porzucił swoje zajęcie i poszedł pokłonić się Dzieciątku - ( o Januszu
Korczaku).
A jeśli wojna nowa, a jeśli niepokoje…O rzewne, o tajemne paciorki tajne
moje.
Na wsi Bóg jest pewny i prawdziwy.
Chcesz mnie zrzucić. Zobaczysz, że ciężej beze mnie - ( o krzyżu).
Bóg mnie uczył poprzez ludzi, których spotykałem.
Ciemno od tajemnic, strach ile ich
było/ ogień i krew na ziemi porytej kulami/ i nagle dobry księżyc i las z
jagodami/ dziecko, co na wrzosach twarzyczkę złożyło.
Uświadomienie
sobie tego smętnie wiecznego mijania, było dla mnie przeżyciem tragicznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz