„Dziewczyny, których pożądał” autorstwa Jonathana Nasaw to dla mnie
thriller o dwóch twarzach, który jednocześnie podobał mi się i nie podobał.
Trudno jest mi go jednoznacznie ocenić.
Czytelnik, sięgając po „Dziewczyny których pożądał” powinien przygotować
się na to, że będzie zmuszony dłuższy czas ( 420 str) przebywać w towarzystwie
niezwykle przebiegłego, okrutnego, szybkiego i inteligentnego dewianta i będzie
musiał patrzeć na dokonywane przez niego morderstwa, uczestniczyć w
torturowaniu, okaleczaniu, gwałtach i zadawaniu cierpienia. Psychopata
przejmuje w książce rolę bohatera wiodącego i odsłania przed czytelnikiem
motywy postępowania, przez co nie jest dla nas zaskoczeniem to, co wydarzy się
w kolejnym rozdziale. Wiemy, co planuje, co robi, co przytrafiło mu się w
dzieciństwie.
Sceny są bardzo brutalne, a bohater jest osobowością złożoną, co wyjaśni
nam bardzo dokładnie, niemal ze szczegółami, truskawkowa blondynka, doktor
Irene Cogan. W jej ustach także nadmiar terminologii psychologiczno –
psychiatrycznej, jakby żywcem wyjętej z encyklopedii czy podręcznika. Co drugi
rozdział pojawia się ze swoją narracją doktor Cogan, która w niczym nie jest
odkrywcza, jedynie pokazuje poczynania psychopaty, które i tak widzimy. W moim
odczuciu, pani doktor wciąż usprawiedliwia poczynania niebezpiecznego świra (jeśli
nazwiemy go po imieniu i nieco mniej subtelnie) i zachowuje zaskakującą „pogodę
ducha” jak na to, czego jest świadkiem. Szuka w nim małego, doświadczonego przez
życie chłopca i wierzy w swoje cudowne metody psychologiczne, które on „
rozpracowuje” w mgnieniu oka i tak naprawdę steruje panią doktor, a nie
odwrotnie.
Na szczęście dla tej książki, co trzeci rozdział akcję przejmuje detektyw
Pender, który ściga mordercę, lecz efekt zaskoczenia także jest bardzo mizerny,
ponieważ zanim coś „odkryje”, my już o tym od dawna wiemy. Ale… według mnie,
agent Pender to najsympatyczniejsza postać w tej książce, bohater, który został
przez autora zepchnięty na boczne tory, a powinien być bohaterem wiodącym w
miejsce Maxa Christopera Kincha Lyssy i jeszcze paru alter – ego, czyli
osobowości zamieszkujących jedno ciało. Owe alter – ego „wyskakują”, co chwilę
z psychopaty, naprzemiennie i na zmianę, nakładają się na siebie i jednym
słowem męczą ( mnie zmęczyły), ale sytuację ratuje gruby, duży i silny
policjant u progu emerytury, który odrobinę przypomina mojego ulubionego Kurta
Wallandera. Mało go w tej książce, ale zawsze…
Jestem zwolenniczką i po prostu lubię książki z klasyczną fabułą, gdy
mogę towarzyszyć pozytywnemu bohaterowi i razem z nim, siłą dedukcji,
przenikliwego umysłu i tropów, docierać do celu. Autor zastosował w
„Dziewczynach, których pożądał” zupełnie inny model fabularny, który być może
wielu czytelnikom się spodoba, mnie niekoniecznie.
Jest jednak ta druga strona medalu, druga twarz tej książki. Muszę bowiem
przyznać, że Jonathan Nasaw, były gitarzysta basowy, bibliotekarz i
telefonista, miłośnik muzyki Jana Sebastiana Bacha, kanapek z tuńczykiem,
dobrych książek, cygar i pokera, napisał bardzo dobry thriller, który czyta się
dobrze i lekko i który od początku do końca trzyma poziom w wybranym przez
autora stylu.
I na zakończenie, jeszcze krótka uwaga: okładka w żaden sposób nie oddaje
treści. Samotna, umazana krwią blondynka, przywiązana do krzesła w jakiejś
obskurnej celi bez okien na kartach tej książki się nie pojawia. Na plus
oceniam rozkład treści: rozdziały proporcjonalne objętościowo, sprawnie
przechodzą jeden w drugi i wyraźna czcionka ułatwiająca czytanie.
Po lekturze i chwili refleksji uważam, że jest to jeden z lepszych
thrillerów, jakie czytałam, mimo tego, że mam innych faworytów. Ale każdy ma
swoich. Polecam czytelnikom, którym odpowiada pokrótce przeze mnie przedstawiony
zarys fabularny thrillera „Dziewczyny, których pożądał.” Ode mnie 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz