Bohaterem debiutanckiej powieści doktora nauk historycznych, Łukasza
Malinowskiego, jest Ainar Skald, określany mianem kolbritr – węglożerca, czyli
ten, który wyleguje się przy szczapach drewna. Stroni od pracy, wiedzie
nieodpowiedzialne, prowokacyjne życie, które bardzo mu odpowiada. Ojciec nie
zdołał zmusić go do pracy, z czego Ainar jest dumny. Skald jest utalentowanym
bardem, wybitnym wojownikiem, przy tym jest także bezczelny, arogancki i uwielbia
ryzyko. Ma niezachwianą pewność, że jest najlepszy, pokłada wiarę we własne
umiejętności, wykorzystuje wrodzony spryt i niezmiennie spada na przysłowiowe
„cztery łapy”. Ainar jest ponadto łasy na kobiece wdzięki, co od wieków wpędza
cały ród męski w kłopoty, ale „ powiedzieć skaldowi, by nie zwracał uwagi na
kobiety, to jakby psu zabronić merdania ogonem.” Aby ze swojej ładnej,
chłopięcej twarzy uczynić twarz mężczyzny „ pociął ją sobie nożem, ponieważ
szramy – jak uznał – zawsze dodają powagi.” Nienawidził ludzi, którzy
wypominali mu młody wiek.
W rozdziale: „ Za garść srebrnych monet”, poznajemy tytułowego skalda w
chwili, gdy wywołuje „ małą wojenkę”, próżno jednak szukać ciągu dalszego ( jak
to w powieści) tej historii, która ma swój finał na stronie 108. Rozdział
drugi, „Pieśń trupa”, staje się w ten sposób kolejną odsłoną przygód bohatera,
który stanie do walki z upiorem. Rozdział trzeci, „Wielość i jedność”
objętościowo najobszerniejszy, pokazuje wydarzenia z klasztoru na Wyspie Irów.
Może nie jestem znawcą, ale dla mnie osobiście to nie tak do końca
powieść, która ma początek, rozwinięcie, zakończenie, ale trzy połączone
postacią bohatera opowiadania.
Kraina, w której rozgrywa się fabuła, obejmuje skandynawskie wyobrażenie
o granicach świata w X wieku. „Haf - Morze Północne, Morze Norweskie, Morze
Bałtyckie oraz część Oceanu Atlantyckiego, czyli wody otaczające ziemie zamieszkiwane
przez Skandynawów (..) Całość obfituje w bóstwa i istoty nadprzyrodzone.”
Czytelników, którzy obawiają się tak rozbudowanej, mediewistycznej
tematyki uspokajam, że nie sposób się w książce zagubić, ponieważ autor,
specjalista od historii średniowiecznej Skandynawii, na każdej niemal stronie
załącza przypisy do trudniejszych terminów, a na końcu książki, w dodatku od
autora, pisze o religii, filozofii i sztuce skaldycznej. Nie wszyscy będą tym
zachwyceni, bo jednak w powieści (czy opowiadaniu) nie o tę naukową dokładność
chodzi, ale wielu uzna to za zaletę. Mnie nie przeszkadzało, chociaż początkowo
miałam wrażenie, że czytam beletryzowaną pracę doktorską. Niemniej jednak
ciekawą i przystępną w odbiorze.
Język którym posługuje się autor, jest płynny, obrazowy, dobrze się ją
czyta, a główny bohater, chociaż łobuz, daje się lubić.
Okładka oddaje klimat książki. Kruk, kojarzony z ptakiem lubiącym
pojawiać się na bitewnych, zasłanych trupami polach bitew.
Polecam czytelnikom powieści ( opowiadań) fantasy, którzy otrzymają
porcję mitologicznej wiedzy z delikatną domieszką horroru, przetykaną czarnym
humorem. Czytelnicy, którzy poszukują morza krwi, patroszenia, ucinania, czy
wydłubywania różnych części ciała, także się nie zawiodą, chociaż nie ma tego w
nadmiarze. Jednym słowem dla każdego coś miłego.
W skali dziesięciopunktowej daję tej pozycji szóstkę. W mojej ocenie jest
dobra. Kibicuję autorom, fachowcom od danej tematyki, którzy podejmują trudną i
często niewdzięczną próbę przybliżenia swojej bogatej wiedzy szerszemu kręgowi
„zwykłych” czytelników, którzy na lekcjach historii niezmiennie przysypiali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz