Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 13 maja 2014

DZIEWCZYNY, KTÓRYCH POŻĄDAŁ



„Dziewczyny, których pożądał” autorstwa Jonathana Nasaw to dla mnie thriller o dwóch twarzach, który jednocześnie podobał mi się i nie podobał. Trudno jest mi go jednoznacznie ocenić.
Czytelnik, sięgając po „Dziewczyny których pożądał” powinien przygotować się na to, że będzie zmuszony dłuższy czas ( 420 str) przebywać w towarzystwie niezwykle przebiegłego, okrutnego, szybkiego i inteligentnego dewianta i będzie musiał patrzeć na dokonywane przez niego morderstwa, uczestniczyć w torturowaniu, okaleczaniu, gwałtach i zadawaniu cierpienia. Psychopata przejmuje w książce rolę bohatera wiodącego i odsłania przed czytelnikiem motywy postępowania, przez co nie jest dla nas zaskoczeniem to, co wydarzy się w kolejnym rozdziale. Wiemy, co planuje, co robi, co przytrafiło mu się w dzieciństwie.
Sceny są bardzo brutalne, a bohater jest osobowością złożoną, co wyjaśni nam bardzo dokładnie, niemal ze szczegółami, truskawkowa blondynka, doktor Irene Cogan. W jej ustach także nadmiar terminologii psychologiczno – psychiatrycznej, jakby żywcem wyjętej z encyklopedii czy podręcznika. Co drugi rozdział pojawia się ze swoją narracją doktor Cogan, która w niczym nie jest odkrywcza, jedynie pokazuje poczynania psychopaty, które i tak widzimy. W moim odczuciu, pani doktor wciąż usprawiedliwia poczynania niebezpiecznego świra (jeśli nazwiemy go po imieniu i nieco mniej subtelnie) i zachowuje zaskakującą „pogodę ducha” jak na to, czego jest świadkiem. Szuka w nim małego, doświadczonego przez życie chłopca i wierzy w swoje cudowne metody psychologiczne, które on „ rozpracowuje” w mgnieniu oka i tak naprawdę steruje panią doktor, a nie odwrotnie.
Na szczęście dla tej książki, co trzeci rozdział akcję przejmuje detektyw Pender, który ściga mordercę, lecz efekt zaskoczenia także jest bardzo mizerny, ponieważ zanim coś „odkryje”, my już o tym od dawna wiemy. Ale… według mnie, agent Pender to najsympatyczniejsza postać w tej książce, bohater, który został przez autora zepchnięty na boczne tory, a powinien być bohaterem wiodącym w miejsce Maxa Christopera Kincha Lyssy i jeszcze paru alter – ego, czyli osobowości zamieszkujących jedno ciało. Owe alter – ego „wyskakują”, co chwilę z psychopaty, naprzemiennie i na zmianę, nakładają się na siebie i jednym słowem męczą ( mnie zmęczyły), ale sytuację ratuje gruby, duży i silny policjant u progu emerytury, który odrobinę przypomina mojego ulubionego Kurta Wallandera. Mało go w tej książce, ale zawsze…
Jestem zwolenniczką i po prostu lubię książki z klasyczną fabułą, gdy mogę towarzyszyć pozytywnemu bohaterowi i razem z nim, siłą dedukcji, przenikliwego umysłu i tropów, docierać do celu. Autor zastosował w „Dziewczynach, których pożądał” zupełnie inny model fabularny, który być może wielu czytelnikom się spodoba, mnie niekoniecznie.
Jest jednak ta druga strona medalu, druga twarz tej książki. Muszę bowiem przyznać, że Jonathan Nasaw, były gitarzysta basowy, bibliotekarz i telefonista, miłośnik muzyki Jana Sebastiana Bacha, kanapek z tuńczykiem, dobrych książek, cygar i pokera, napisał bardzo dobry thriller, który czyta się dobrze i lekko i który od początku do końca trzyma poziom w wybranym przez autora stylu.
I na zakończenie, jeszcze krótka uwaga: okładka w żaden sposób nie oddaje treści. Samotna, umazana krwią blondynka, przywiązana do krzesła w jakiejś obskurnej celi bez okien na kartach tej książki się nie pojawia. Na plus oceniam rozkład treści: rozdziały proporcjonalne objętościowo, sprawnie przechodzą jeden w drugi i wyraźna czcionka ułatwiająca czytanie.
Po lekturze i chwili refleksji uważam, że jest to jeden z lepszych thrillerów, jakie czytałam, mimo tego, że mam innych faworytów. Ale każdy ma swoich. Polecam czytelnikom, którym odpowiada pokrótce przeze mnie przedstawiony zarys fabularny thrillera „Dziewczyny, których pożądał.” Ode mnie 7/10. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz