Książka Jacka Inglota „Wypędzony” Breslau – Wroclaw
1945, narodziła się podczas spaceru autora ulicami współczesnego mu Wrocławia.
Znany z książek o tematyce fantasy pisarz, nadepnął wówczas żeliwną pokrywę
studzienki kanalizacyjnej, na której zachowała się mocno wytarta przez czas,
niemiecka nazwa miasta. Postanowił wówczas zastanowić się nad jego
przeszłością, a myśl ta zaowocowała „Wypędzonym.”
Główny bohater, porucznik AK, Jan Korzycki ps. Korab,
zmaga się z powojennymi realiami wynaturzenia, łajdactwa i najpodlejszych
ludzkich instynktów. Otacza go świat nie mniej okrutny od tego, który oglądał
przez trudne lata okupacji. Jako człowiek postępujący zgodnie z sumieniem,
odczuwa dotkliwie zderzenie z rzeczywistością:
„Zastanawiał się też, czy sam nie
powinien postąpić podobnie- obłowić się jak należy i zniknąć, kupiwszy sobie
przedtem kolejną fikcyjną tożsamość(…) Tak niewątpliwie postąpiłby człowiek
rozsądny, ale on nie potrafił.” Przesłuchiwany, przez własnych rodaków, z
czerwonej strony barykady, jest dla nich jedynie „ zaplutym karłem reakcji” i
jak sam mówi „ pieprzonym żołnierzem wolności.” Opiera się, lecz rozumie, że
zostanie zmuszony do porzucenia ideałów, które kierowały jego życiem.
Okrzyknięty przez szabrowników „kochasiem Niemaszków”, toczy samotną walkę z
rzeczywistością, którą próbuje zrozumieć. Staje się „Janosikiem Breslau”: z
opaską MO na ramieniu, niesie pomoc pokrzywdzonym, niezależnie od ich
narodowości. W otoczeniu szabrowników, dezerterki i pospolitych bandytów,
usiłuje pozostać sobą. Staje się poprzez swoje szlachetne pobudki, człowiekiem
niedostosowanym, obcym, wypędzonym…
Postać Korzyckiego jest filtrem ludzkich wspomnień,
tragedii, pragnień i lęków. Bohater udowadnia swoją niezłomną postawą, że nie
wolno nigdy oceniać ludzi po pozorach – opaska MO nie zmienia ani jego, ani
poglądów, którymi kieruje się w życiu i jest to piękne przesłanie tej opowieści.
Trzeba bowiem, mieć ogromny hart ducha i wiarę w słuszność swojej misji, by
„inne”, „nowe” i „słuszne”, nas nie pokonało.
To, co osobiście poruszyło mnie w „Wypędzonym”, to
spojrzenie na zwierzęta. Bohater, w ogromie cierpienia ludzkiego, dostrzega
także cierpienie naszych „braci mniejszych”. Porusza go smutny wzrok
szympansicy, szukającej pożywienia dla siebie i dziecka wśród gruzów Breslau i
rozdzierający serce skowyt psa, dobiegający z opuszczonego podwórka. „ Korzycki milczał, myśląc o szympansicy
znikającej między murami, tulącej uczepionego szyi malca. Myślał o jej
niezwykłych oczach, w których prócz żalu chciałby ujrzeć wybaczenie.” Może
dla wielu czytelników rzecz nieistotna, dla mnie wielki ukłon w stronę autora. Motyw
zwierząt pojawia się także w odniesieniu do stosunków panujących wśród ludzi
przejmujących władzę, którzy byli jak plaga szczurów pośród gruzów wojny:„ Po chwili pojawił się jeszcze jeden
(szczur) – wyjątkowo duży okaz, prawdziwy król miasta ruin. Jedyny, który
władał nim naprawdę.
Breslau – Wrocław 1945 to miasto, którego mieszkańcy
płacą za rozpętaną przez swoich rodaków wojnę. To czas rozliczeń,
przewartościowań i bezsilnego strachu przed przyszłością. Od wieków, wojny
prowadzą politycy a płacą za nią najmniej winni. To polityka zadecydowała o
utracie przez Polskę Kresów. To polityka jest winna temu, że Niemcy musieli
opuścić ziemie zachodnie, na których od wieków żyli. Za Bugiem pozostały groby
i Ojczyzna tych, których zmuszono do odebrania Ojczyzny innym. Tragiczny czas,
pełen bólu, bezsilności i rozpaczy. Niestety, ani ta, ani żadna inna książka,
podejmująca tematykę „Wypędzonych”, nie jest w stanie tego bólu ukoić. Tragizm
tych dni, przetrwał w indywidualnej pamięci kolejnych pokoleń i nie podlega
weryfikacji. Krzywda pozostanie krzywdą, a każda próba „wyjaśnienia” zaistniałego
stanu rzeczy zakończy się niepowodzeniem. Żaden Niemiec nie przyzna nigdy, że
sprawiedliwości dziejowej stało się zadość, tak jak nie przyzna tego Polski
repatriant, przesiedlony z Kresów, czy Ukrainiec, usunięty z ziem polskich w
„Akcji Wisła.” Nie przyzna, bo wówczas legł w gruzach świat, który znał, kochał
i za którym tęskni : „ Niech pan im
powie, panie oficerze, że tu jest mój dom. Nie tam, tutaj!”
„Wypędzony” to książka – według mnie – realistyczna,
obyczajowa, na poły filozoficzna. Fotograficzne opisy Breslau, opowieści płynące
w zamyśleniu, zmuszające do zadawania pytań, do swojego rodzaju zadumy. Autor
mistrzowsko łączy i prezentuje odmienność poglądów, spotykanych ludzi. Nie robi
tego wprost, lecz przepuszcza emocje przez bohaterów, pozwala im mówić, wyrażać
uczucia, lecz nie ocenia ich, nie stara się niczego tłumaczyć. To zadanie
czytelnika. Każdy, kto sięgnie po „Wypędzonego”, stanie się uczestnikiem
dialogu z historią. Niewiele nadarza się podobnych okazji, zatem zdecydowanie
po książkę Jacka Inglota sięgnąć warto.
Uważny czytelnik, dostrzeże kilkakrotnie działanie „drukarskiego
chochlika”, który poprzestawiał litery, łączył je lub dzielił tam, gdzie nie
powinien, lecz w żaden sposób nie pomniejsza to jej wartości. Książka została –
jak zawsze – starannie wydana. Na okładce widokówka Wrocławia i twarz młodego
mężczyzny w kapeluszu i eleganckim garniturze, druga jej część – na odwrocie, w
mundurze oficera Wojska Polskiego. Dwie twarze, dwie odsłony, lecz wciąż ta
sama osoba. Całość w stonowanych odcieniach szarości. Nie należy jednak
sugerować się zdaniem umieszczonym na okładce: „Śledztwo w powojennym
Wroclawiu”, ponieważ nie jest to powieść sensacyjna czy kryminalna. Wątek
śledczy pojawia się w książce, jednak jest w ogólnym spojrzeniu, zupełnie
nieistotny. Ta opowieść sięga znacznie głębiej. Każdemu miastu w Polsce, życzę
mieszkańca i autora, który podobnie jak Jacek Inglot, podejmie ważne, choć
często nielekkie tematy związane z miejscem, w którym przyszło mu żyć. Myślę,
że o „Wypędzonym” jeszcze usłyszymy w kontekście nagród literackich. Polecam
wszystkim czytelnikom.