Łączna liczba wyświetleń

środa, 24 września 2014

SZABLA SOBIESKIEGO



Druga odsłona przygód Kazia Luxa za mną. Nie zawiodłam się. Andrzej Sawicki trzyma poziom i daje czytelnikom wszystko to, czego oczekują. Sierżanta Luxa, sympatycznego warszawiaka, nieustannie pakującego się w kłopoty sercowe, jak i inne, spotykamy ponownie w maju 1798 roku. Jest to najlepszy miesiąc na to, by odwiedzić Wieczne Miasto, co też razem z bohaterem czynimy. Legionista Kazio, wraz z innymi Polakami w służbie napoleońskiej, z „Mazurkiem Dąbrowskiego” na ustach, wkracza do Rzymu. Kompania Drugiego Batalionu, w której służy Lux już pierwszego dnia rwie się do bitki. Francuzi w żywe oczy drwią z Polaków, wymyślając im od nic nie wartych najemników, w dodatku fanatycznie rozmodlonych i rzekomo sprzyjającym włoskim papistom. Kazio staje w obronie honoru polskiego żołnierza i  jeszcze nie raz pokaże, na co go stać. Wkrótce na jego drodze stanie kobieta, której z młodzieńczą naiwnością odda serce i ciało. Czy słusznie? Tego nie zdradzę. Lecz kto mieczem wojuje, od szabli zginąć może… A szabla nie zwyczajna, spod Wiednia, którą król Sobieski bezlitośnie Turków gromił. Nie wszyscy w otoczeniu Kazia, kierują się w życiu honorem i naszego cwaniaka na złe drogi sprowadzić zechcą, a czy skutecznie – o tym w książce.
Mimo tego, że powieść Andrzeja Sawickiego traktuje o sprawach wojskowych, żołnierskich i militarnych, pomimo historycznego tła i obcych realiów, czytając, nie odczuwamy w ogóle ciężaru przypisów, które autor hojnie przytacza. Przynajmniej dla mnie nie stanowiło to żadnego problemu. Książka napisana została z humorem, charakterystycznym już dla pierwszej części pt. „ Honor Legionu”. Zabawne sytuacje, żołnierska służba, polityczne intrygi, w dobie słynnego pochodu wojsk napoleońskich przez Europę. Polacy z nadzieją na powrót do Ojczyzny, trwają w tym marszu często wbrew swoim przekonaniom, lecz nie ma innego wyjścia, niż żyć nadzieją i podążać naprzód. Oparta na prawdziwej historii żołnierza, pirata i obieżyświata powieść Andrzeja Sawickiego, będzie przyjemną lekturą dla miłośników historii w przygodowej odsłonie. Osobiście czekam na kolejne części i polecam wszystkim amatorom dobrej książki.



wtorek, 16 września 2014

ZAKAZANE GOLE



Pan Juliusz Kulesza „Julek”, urodził się w 1928 roku, w czasie opisywanych wydarzeń, miał 12 lat. Jako absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, zajmował się po wojnie grafiką, pracował w wydawnictwach, uczył studentów i jest autorem licznych publikacji dokumentujących i popularyzujących wiedzę o powstańczych dziejach Warszawy.
„Sztukę pisania posiadł – przynajmniej teoretycznie – każdy, kto ukończył szkołę podstawową. Znacznie trudniej jest pisać interesująco, a jeszcze trudniej o sprawach już wcześniej opisywanych” – czytamy w słowie od Autora. Po przeczytaniu książki, muszę przyznać, że pan Juliusz Kulesza, sztukę pisania posiadł, pisze bowiem lekko, a jednocześnie prawdziwie i z pasją. A temat, jaki podjął, wcale nie wydaje mi się tak dokładnie opisany, a nawet więcej, myślę, ze ta monografia polskiej piłki nożnej w czasie okupacji, jest jedyna w swoim rodzaju i niewątpliwie bardzo interesująca.
Przyznaję się od razu, że fanem piłki nożnej nie jestem, ale lubię historię i dlatego sięgnęłam po tę książkę. Poza tym, bardzo lubię przysłuchiwać się wojennym opowieścią ludzi, którzy tamte tragiczne wydarzenia pamiętają ze swojego dzieciństwa i młodości. Są dla mnie skarbnicą wiedzy, pasjonującym obrazem tego, co minęło i jak widać, nie zawsze było tylko tragiczne. Autor udowadnia to pisząc o wielkiej piłkarskiej pasji, która istniała i kwitła wbrew wszystkiemu.
„Zakazane gole” to książka wspomnieniowa, pamiętnikarska. Na fotografiach w niej zamieszczonych widzimy Adolfa Dymszę, Olgierda Budrewicza, powstańców, gazeciarzy, ulice i kamieniczki Warszawy, na niej mieszkańców zatrzymanych w kadrze,  panów w kapeluszach, niemieckie budki wartownicze, stadion „przystrojony” swastyką i wiele innych ciekawostek. Zdjęcia te w większości pochodzą ze zbiorów autora i same w sobie są pięknym uzupełnieniem tej książki.
Jest to książka, która tętni młodością, pasją i piłką się toczy i z pewnością najbardziej zainteresuje zapalonych kibiców, kochających piłkę nożną, ale niech nie boi się po nią sięgnąć ktoś, kto tak jak ja, tych wszystkich karnych, spalonych i innych terminów nie pojmuje. Autor bowiem  wyjaśnia je czytelnikom, wplatając w ciekawą opowieść o futbolu w czasie okupacji, ale także przed wojną i nie tylko w Warszawie. Na końcu książki mamy możliwość dokładnie zapoznać się z biogramami osób, które zostały w tej książce wymienione.
Twarda, staranna oprawa i okładka dokładnie oddająca temat 146 stron opowieści zapisanej dużą, wygodną dla oka czcionką. Z pewnością przyjemnie spędzimy przy niej czas.
„Zakazane gole”, zostały przez pana Juliusza Kuleszę dedykowane swojemu przyjacielowi, znanemu nam wszystkich ze wspaniałych książek, niezapomnianemu Olgierdowi Budrewiczowi, który odszedł w 2011 roku.
Serdecznie polecam absolutnie wszystkim czytelnikom.


poniedziałek, 15 września 2014

SIMON I DĘBY





„Simon i dęby”, to książka, której nie sposób podsumować jednym zdaniem. Jej wielowątkowa, bardzo rozbudowana fabuła, psychologicznie złożone postaci, tło obyczajowe i przeszłość każdego z bohaterów, składają się na niełatwą lekturę. Każdy z bohaterów obarczony jest bardzo bolesnymi wspomnieniami z dzieciństwa czy młodości. W ich życiu panuje jakiś złowieszczy, przytłaczający smutek i nostalgia, które towarzyszą bohaterom od urodzenia aż po dojrzałość, czasem do samego końca.
Tak właśnie odebrałam klimat tej powieści. Nie ma w niej pośpiechu, życie toczy się zwyczajnym rytmem i chociaż informacja na okładce wyraźnie mówi o wojnie i żydowskim chłopcu, wychowywanym przez szwedzką rodzinę, nie jest to wątek stricte wojenny, taki, jakiego oczekuje być może polski czytelnik. W powieści Marianny Fredriksson, szwedzkiej pisarki, której książki zostały przetłumaczone na wiele języków, wątek żydowskiego chłopca został umieszczony mniej w kontekście wojny i w antysemityzmie ( chociaż niewątpliwie się pojawia i towarzyszy bohaterom w całej powieści), a bardziej w obyczajowości, dojrzewaniu i budzącym się erotyzmie głównego bohatera, który szuka w sobie odpowiedzi na nurtujące go pytania, życiowe wybory i prawdziwe uczucia do przybranych rodziców, swoich korzeni i kobiet, które spotyka na swojej drodze.
Ważna w powieści jest także przyjaźń, nie zawsze serdeczna, lecz prawdziwa i gotowa do poświęcenia w chwilach próby. Bohaterowie wciąż przeprowadzają rozrachunek ze swoimi emocjami i znajdziemy ich prawdziwy wachlarz od miłości i czułości po nienawiść i odrzucenie.
Jeśli chodzi o całkowitą rozbieżność z treścią książki, to uważam, że stanowi ją okładka. Nie wiem, kim jest słodki malec na okładce, bo jeśli Simonem, to zdecydowanie za małym i jest takim tylko przez krótki fragment opowieści. Fabuła opiera się na przemyśleniach i życiu starszego chłopca, a nie malucha. Pluszowy miś z jakiejś innej bajki, nie wspominając o psie ( dla mnie największa zagadka) - dlaczego w ogóle, i dlaczego ta rasa? Tytułowe „dęby” też trochę wciśnięte w tę powieść na siłę. Czytelnicy, których przyciągnie opisana w niej historia, nie będą na pewno na ten szczegół zwracali uwagi, ale należy o nim wspomnieć dla tych, którzy planują lekturę kierując się okładką. Nie znajdą bowiem w książce niczego z jej klimatu.
Nie każdemu spodoba się ta książka. Przeplatające się liczne wątki od obyczajowego, poprzez historyczno - psychologiczny  na archeologicznym kończąc, sprawią, że przy lekturze wytrwa jedynie czytelnik obcujący na co dzień z trudniejszą, bardziej wymagającą literaturą, i dla niego będzie to prawdziwa duchowa uczta. I takiej właśnie serdecznie wszystkim życzę. Jeśli się spodoba, to 400 stron pochłoniemy bardzo szybko.
Osobiście książka przypadła mi do gustu, chociaż nie wszystko, tak do końca mi się w niej podobało. Wiele wątków było – takie mam odczucie – zupełnie niepotrzebnych, które wręcz odbiegały bardzo, bardzo daleko od tematu, by potem nagle się urwać i nie wnosiły do fabuły zbyt wiele. Całość oceniam jednak pozytywnie. Wzruszył mnie wątek Karin, jej dzieciństwo, ojciec, który ją wychowywał i powracające w dniu śmierci jemiołuszki. Znalazłam w niej także wiele pięknych, mądrych sentencji. Polecam czytelnikom, którzy szukają lektury „innej niż wszystkie”, i być może dla wielu „Simon i dęby” będzie jedną z nich. 



CZARNOKSIĘŻNIK. MIECZ RADOGOSTA



Słowacki pisarz Juraj Cervenak, dokładnie „trzy książki temu”, zaskarbił sobie moją uwagę sprawiając, że z niecierpliwością czekam na kolejne jego powieści. „Miecz Radogosta” jest czwartą książką jego autorstwa, którą przeczytałam i chociaż zdecydowanie wolę „Bohatyra”, także drugą część Czarnoksiężnika uważam za powieść, przy której miło spędziłam czas.
Juraj Cervenak kontynuuje w niej losy walecznego Rogana, który w towarzystwie wilka Gorywałda i czarownicy Osy przemierza niebezpieczne ścieżki porośniętego puszczą kraju Przemyślidów. Wątek historyczny sięga bowiem odległych czasów, gdy słowiańskie plemiona i ich władycy, toczyli ze sobą nieustanne wojny, podjazdy, rzezie i inne, charakterystyczne dla wieków średnich „przyjemności”. W tym krwawym, często bratobójczym świecie, spotykamy bohaterów żywcem wyjętych ze słowiańskiej mitologii. I za to najbardziej cenię Cervenaka, który pisząc, sięga do mało znanego świata demonów, upiorów, strzyg i innych stworów, którym jeszcze długo po przyjęciu chrześcijaństwa czcili nasi słowiańscy pradziadowie.
Pióro Cervenaka docenią z pewnością czytelnicy, którzy nie boją się soczystych, baśniowych opowieści, często dość okrutnych, lecz okraszonych humorem, szczyptą uczuć, pewnym romantyzmem bohaterów żyjących w barbarzyńskim świecie, gdzie by przeżyć, trzeba zabijać innych. Siły nadprzyrodzone ingerują w każdy niemal aspekt życia bohaterów,  demony i bogowie, decydują często o ich życiu czy śmierci. Życie tak naprawdę jest niewiele warte.
Myślę, że seria przygód Czarnoksiężnika Rogana, silnego, mężnego i sprawiedliwego, gromiącego przeciwników, trochę ryzykanta, lecz posiadającego romantyczną duszę i potrafiącego wiele wybaczyć ( zwłaszcza kobiecie), spodoba się zwłaszcza młodemu, chociaż oczytanemu w tego typu powieściach czytelnikowi. I obowiązkowo należy sięgnąć do pierwszej części „Czarnoksiężnik. Władca wilków”, by poznać Rogana, jakim był, zanim odnalazł w sobie pokłady czarnoksięskiej mocy.  Autor trzyma poziom i osobiście czytam go „w ciemno”. Duża czcionka, 323 strony, adekwatna do treści okładka. Serdecznie polecam.