Tytuł oryginału zekranizowanej powieści argentyńskiej pisarki i filmowca
Lucii Puenzo, brzmi „Wakolda”. W polskim przekładzie, zarówno Wakolda, jak i
Herlitzka, to imiona lalek dwóch bohaterek powieści, którymi opatrzono dwie
kolejne części książki. Lalki, tak różne od siebie, jak ich bohaterki, stanowią
istotny element tej mrocznej, chociaż bardzo realistycznej powieści. „Herlitzka była wierną, porcelanową repliką
sześciomiesięcznego bobasa. Miała idealne wymiary. Wakolda miała długie czarne
włosy sięgające kolan. Wykonana została z drewna i ubrana w ręcznie robioną
tunikę. Czarne oczy zdradzały Indiańskie rysy.” Lilith i Janka wymieniają
się lalkami, w domku na Pustyni Patagońskiej. Janka i jej rodzina, to Indianie.
Autorka wplotła w fabułę wątek związany z tragicznymi dziejami Indian Mapucze.
Tytułowym bohaterem powieści, jest zbrodniarz wojenny Josef Mengele,
opętany manią czystości rasowej. Hitlerowska wykładnia nadludzi, wybrańców,
niemal bogów, była jego osobistą religią. W nią tylko wierzył i ona stanowiła
istotę jego życia: „ Niech będzie
błogosławiona wiara tych, którzy mają odwagę zmieniać oblicza świata, podążając
za swoimi przekonaniami. Nie jest łatwo
dźwigać brzemię bycia reprezentantem największej i najczystszej z ras –
mawiał.
Anioł śmierci, to zbyt łagodne określenie bezwzględnego naukowca, był on
bowiem demonem śmierci, diabłem w ludzkiej skórze, chociaż jego powierzchowność
wielu zmyliła. Był tak pewny siebie, że pozostawił prawdziwe imię i nazwisko w
czasie, gdy trwał pościg za wojennymi zbrodniarzami. Z pozoru małomówny, lecz
uprzejmy mężczyzna, podający się za specjalistę od genetyki, umiał wkraść się w
łaski rodziny, na której dzieciach eksperymentował. Od mężczyzny bije jakiś
dziwny chłód, lecz jednocześnie wzbudza zaufanie i fascynuje. Czarujący potwór
w ludzkiej skórze, uciekając po wojnie, przed sprawiedliwością dziejową,
spotyka na swojej drodze rodzinę, która zatrzymuje go w miejscu. Jest nią
zafascynowany i bez względu na wszystko, ryzykuje swoją wolność, by tak jak
robił to przez całe swoje życie, eksperymentować na żywym organizmie. „Wierzył, że jest w stanie genetycznie
zaprogramować, stworzyć mieszkańców całego narodu (…) Nie na próżno
zainwestowano w niego miliony. Zainwestowano w czystą krew i wyjątkowe geny.
Wojna bowiem, toczyła się właśnie między czystością a mieszanką.”
Po długiej i niebezpiecznej podróży, wspólna, nieplanowana podróż Niemca
i rodziny, która go interesuje, zamienia się we wspólne mieszkanie. Tajemniczy dystyngowany
Niemiec, umiejętnie zastawia sidła na swoje wymarzone doświadczalne króliki.
Fascynuje go zwłaszcza „ ciemnoskóra
Lilith. Gdyby nie wzrost, byłaby perfekcyjnym okazem. Miała blond włosy i
niebieskie oczy. Miała geny aryjskie, jednak nie zatraciła cech zwierzęcych. W
rezultacie przypominała złowieszczą postać, mityczny twór, coś na kształt nimfy
i chochlika.”
Autorka
trochę przewrotnie nadaje dziecku ( potencjalnej ofierze zbrodniarza) imię demona ciemności, która swoim
zachowaniem przypomina „ zmysłową
diablicę, ucieleśnienie nieposłuszeństwa, pokusy grzechu i pragnienia.” Zło
w tej książce nie jest samym złem, lecz niepojętą fascynacją, na granicy strachu,
budzącego się erotyzmu i przenikania humanitaryzmu, lekarskiej wiedzy, ludzkich
zachowań kata, który w swoim postępowaniu, widzi jedynie wieczną misję
ratowania świata, przed splugawieniem istotami nieidealnymi. Miałam wrażenie,
że jest to także pewien rozrachunek autorki z własnym krajem, który stał się
oazą spokoju, bezpieczeństwa i dobrobytu, dla zbrodniarzy wojennych.
Książka nie jest obszerna, w moim przypadku była to jednodniowa lektura (
283 strony), duża czcionka ułatwia czytanie. Fabuła wciąga, język jest
obrazowy, wręcz scenariuszowy. Ekranizacja z pewnością równie dobra jak
książka. Lucia Puenzo, uznana za jedną z 20 najlepszych pisarzy z kręgu języka
hiszpańskiego, podjęła bardzo trudny temat, lecz umiejętnie przełożyła go na
język zarówno powieści, jak i kina. Polecam. W mojej dziesięciopunktowej skali,
„Anioł śmierci” zasługuje na siódemkę. Za możliwość przeczytania, dziękuję wydawnictwu
Replika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz