Łączna liczba wyświetleń

sobota, 8 marca 2014

KILLING BONO




„Killing Bono” autorstwa dziennikarza muzycznego Neila McCormicka, to książka o sile młodzieńczych marzeń, o dojrzewaniu w objęciach muzyki i jej wszechwładnej sile nie gasnącej z wiekiem i piętrzącymi się trudnościami. Sam autor mówi o niej, że jest „osobistą, powolną, psychologiczną i filozoficzną akceptacją własnego losu” i chociaż słowa te brzmią niezwykłą powagą, cała opowieść pochłania bez reszty, urzeka szczerością, humorem i dystansem wobec siebie.
Neil McCormick miał (nie) szczęście chodzić do szkoły w Mount Temple z chłopakami z U2: Bono, Adamem, Larrym i Daevem. Od tej pory porażki zespołu braci McCormick i U2 przeplatają się w (mało)zabawny sposób – w zależności od punktu siedzenia - z sukcesami najsłynniejszego irlandzkiego zespołu na świecie. Niezależnie od tego, czy kochacie U2, czy ich nie znosicie, powinniście przeczytać tę książkę! Być może Neil McCormik nie został sławnym rockmanem, ale jego pióro naprawdę jest świetne i tak sobie myślę, że może dobrze się stało? Bo jak mówi przysłowie „ nie ma tego złego…
”Neil McCormik pewnie się ze mną nie zgodzi, ale Bono mógłby przyznać mi rację”. Kiedy przeczytałem mu pierwsze zdanie książki, Bono wybuchnął śmiechem i stałem bez słowa przy telefonie, słuchając jego chichotu” – pisze Neil. We wstępie przyjaciel ze szkolnej ławki ( Bono był rok starszy, jednak nie zdał egzaminu z języka gaelickiego ( irlandzkiego) i powtarzał klasę, oczywiście w innym znaczeniu tego słowa. Irlandzka szkoła bardzo różni się od naszej) napisał: „ książka straszliwie drze ze mnie łacha, ale jest niezwykle zabawna i bardzo poruszająca. Rozpoznaję siebie w jego prozie, a to nieczęste.”
Bono powiedział dokładnie to, co ja czułam, czytając książkę. Wywołała we mnie ogromny apetyt na czytanie, nie chciałam jej na długo odkładać i pochłonęłam w dwa wieczory. Fascynujące było dla mnie „odbrązowienie” Bono i całego zespołu. Czytałam o irlandzkich chłopakach, takimi, jakimi byli naprawdę, bez zadęcia, z humorem, czasem kpiną lecz niezmiennie po przyjacielsku.
Należę do fanów U2 i uwielbiam Bono, dlatego okładka skutecznie mnie zwabiła. I nie żałuję. Już dawno tak nie uśmiałam się nad żadną książką, poprawiła mi humor, opowiedziała o latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku w Irlandii, gdzie grupa chłopaków toczyła swój bój o zaistnienie na muzycznej scenie.
Ducha książki w pełni oddają słowa ikony tamtych czasów, Johna Lennona: „życie to coś, co się przytrafia, kiedy jesteś zajęty czymś innym.” Tak właśnie życie przytrafiało się Neilowi McCormicowi – przechodziło mu koło nosa, gdy on wciąż marzył… Nie został frontmanem, gwiazdą popu na miarę Bono, lecz odkrył tę niezaprzeczalną prawdę, że „muzyka jest łącznikiem z duszą, bramą do własnego wnętrza” i pogodzony z samym sobą w końcu zaczął żyć, nie przestając marzyć. A Bono skwitował to jednym zdaniem: „ Po prostu czasem każdy musi upaść na ryj – ważne, by umieć się pozbierać.” I o tym jest ta książka ( w skrócie oczywiście).
 O czym jeszcze, prócz „ciernistej” drogi McCormica opowiada „Killing Bono”? Na przykład o tym, za co Adam został usunięty ze szkoły, jakiego światowego przeboju i artysty zupełnie nie kojarzył Bono ( o wstydzie!) i jak z tego wybrnął, jak wizyta papieża Polaka w Irlandii „przeszkodziła” karierze braci McCormick i w którym momencie Neil postanowił „zabić” Bono ( a ja zupełnie się temu nie dziwię!).
Wszystko jednak kończy się dobrze, przyjaciele pozostają przyjaciółmi, a książkę z poczuciem dobrze spędzonego czasu z uśmiechem odłożycie na półkę. Lecz nie musi to być koniec tematu, jest bowiem inna książka o Bono i U2, którą można czytać wciąż od nowa, od początku do końca i na wyrywki, kiedy tylko zapragniemy odpocząć z książką i muzyką ukochanego zespołu: Andrea Morandi. U2. The name of love.” Sprawdziłam i polecam. Niesamowita! Obie otrzymują ode mnie maksymalną liczbę punktów. Strzał w dziesiątkę i wspaniała rozrywka. Zwłaszcza dla fanów U2. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz