„Dworzec ZOO” autorstwa Davida Downinga
to książka po którą warto sięgnąć, by przyjemnie spędzić czas. Okładka
oddaje jej klimat: tłum podróżnych na tytułowym Dworcu ZOO i twarz mężczyzny,
którego oczu nie widzimy, jako sygnał, że możemy spodziewać się działań, które
stara się ukryć.
Bohatera powieści - Johna Russela, trzydziestodziewięcioletniego
dziennikarza angielskiego pochodzenia, na stałe mieszkającego w Niemczech,
byłego komunistę, ojca nastoletniego Pola, zakochanego w pięknej niemieckiej
aktorce Effi, poznajemy w Gdańsku, gdzie zastaje go Nowy 1939 Rok. Jaki był to
rok dla naszego kraju a potem świata, nikomu nie trzeba przypominać. John otrzymuje
wówczas propozycję współpracy ze strony Rosjan, początkowo na polu
dziennikarskim – chodzi o artykuły prasowe - lecz dziennikarz doskonale wie, że
rozpoczęcie współpracy może doprowadzić go do czegoś bardziej niebezpiecznego.
Wiele lat temu wycofał się z podobnej działalności i nie chce do niej wracać. Początkowo odmawia. Jego sytuacja życiowa jest
w miarę stabilna i nie chce jej psuć, jednak życie i historia toczą się swoim
rytmem i czy Russel tego chce, czy nie, świat nieuchronnie zmierza ku wojnie.
John stara się z wszystkich sił trzymać z daleka od problemów, jednak w
obliczu dziejącej się na jego oczach nieprawości, nie odwraca wzroku i trochę
wbrew zdrowemu rozsądkowi podejmuje grę, która może go kosztować nawet życie.
Nie od razu. Do pewnych decyzji musi dojrzeć. Po powrocie do Berlina jego życie
toczy się zwykłym rytmem: pisze artykuły, spotyka z synem i Effi a także na
prośbę przyjaciela, udziela lekcji angielskiego żydowskim dziewczętom.
W Niemczech trwa nagonka na Żydów, z dnia na dzień coraz bardziej
brutalna i bezwzględna. Nikt nie czuje się bezpieczny, nawet zwykli obywatele.
Naziści zmieniają prawo, któro ma uderzyć także w chore i upośledzone dzieci.
Tym, którzy próbują ich zdemaskować przed światem, grozi śmierć. Wtedy John
postanawia działać. Nie jest Jamesem Bondem i odczuwa lęk, jednak postanawia
wkroczyć na ścieżkę, która nie wiadomo gdzie go zaprowadzi.
„Dworzec ZOO” to nie tylko literacka fikcja i przygoda. Ta książka ma
bowiem drugie dno. Niezwykle sugestywnie opisuje sytuację zwykłych obywateli w
państwie rządzonych przez Hitlera i kieruje uwagę czytelnika na różnorodność
ludzkich postaw moralnych wobec faszyzmu, nienawiści rasowej i brutalizacji
życia i co najważniejsze, głęboko sprzeciwia się obojętności, odwracaniu wzroku
od problemów w chwili, gdy są widoczne gołym okiem. Jej przewodnią myślą –
przynajmniej w moim odczuciu – jest to, by opanować strach i starać się pozostać
przyzwoitym człowiekiem w obliczu narastającej nieprawości. Nie muszą to być
bohaterskie czyny, lecz zwykła, ludzka gotowość pomocy, podanie przyjacielskiej
dłoni w sytuacji, gdy posiada się ku temu pewne możliwości.
Przeczytałam tę książkę z ogromną przyjemnością. Od pierwszej do
ostatniej strony, ani przez sekundę mnie nie znudziła, przeciwnie –
szukałam sposobności, by w natłoku codziennych zajęć czytać dalej. Nabrałam w
ten sposób apetytu na dalszą lekturę „dworcowej serii” autorstwa Davida
Downinga, lecz chyba na tym koniec – dalsze części nie doczekały się polskiego
wydania. Wielka szkoda, bo oprócz tego, że pióro pisarza mi bardzo odpowiada,
seria zawiera wątki polskie z czasów okupacji.
"Dworzec ZOO" może nie jest arcydziełem z górnej półki, ale w swojej
kategorii zasługuje w mojej ocenie na dziesiątkę. Tak zwykle oceniam te
powieści, których lektura całkowicie mnie pochłonęła, a tak właśnie było w tym
przypadku. Polecam czytelnikom lubiącym historię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz