„Kapitanowie 1941. Pseudonim Grzmot” autorstwa Tomasza Stężały, to druga
część beletryzowanej biografii dziadka autora, Bolesława Nieczui –
Ostrowskiego. Inne postaci, pojawiające się w książce, również są prawdziwe.
Tomasz Stężała w nocie od autora zastrzega, że książka jego autorstwa nie
jest powieścią. „ A skoro tak – czytamy
dalej – to czytelnik, aby poznać
zaplątane losy głównych bohaterów powinien wykazać się pewną dozą cierpliwości
i zaufać autorowi, który znając całość stara się prowadzić czytelnika w sposób
umożliwiający najłatwiejsze poznanie ludzkich i miejskich historii.”
Wychodząc naprzeciw prośbie autora, uzbrajam się w cierpliwość i
rozpoczynam lekturę. Na stronie tytułowej: „ Trzy armie. Bóg, Honor, Ojczyzna”.
Następna - mapa ogarniętej wojną Europy, kolejna – wymienione osoby wojennego
dramatu: Polacy, Niemcy, Rosjanie, jako „przewodnicy” tytułowych „ Trzech
armii”. Nota autora, jak wyżej. Przypomnienie losów bohaterów z pierwszej
części „ Porucznicy 1939” i właściwa opowieść, która rozpoczyna się w pociągu
jadącym z Przeworska do Krakowa. Podróżuje nim Bolesław Nieczuja – Ostrowski z
żoną i córką. Następny rozdział, maj 1941 rok. Jakub Morawski i jego brawurowa
podróż motorem. W tle obraz okupowanej Polski. Następny – Bolesław Nieczuja –
Ostrowski i pierwsze próby konspiracji. Dalej czerwiec. Borys Borysewicz Awiłow
w obozowisku Dywizji Pancernej. Za chwilę Otto Wendig i jego Dywizja Piechoty.
Za chwilę Katarzyna Klim w Elblągu. Za chwilę ponownie Bolesław Nieczuja. Za
chwilę Else – mieszkanka Elbląga. Za chwilę Hilmar Schoeptter w sztabie. Za
chwilę Herbert Engbrecht w pruskim pułku. Za chwilę Borys Borysewicz Awiłow. Za
chwilę Siergiej Iwanowicz Bars – Dywizja Strzelecka. Za chwilę Borys Borysewicz
Awiłow. Za chwilę Siergiej Iwanowicz Bars i tak dalej do 97 strony. Moja
cierpliwość lekko się kończy… Pamiętny dzień 22 czerwca 1941 roku opisany jak
wyżej do 174 strony, gdzie następuje 23 czerwca. Jeśli to przeciętnego
czytelnika, nawet bardzo cierpliwego nie zmęczy, to zwracam honor…
Polecam czytelnikom po pierwsze – wybitnie cierpliwym, po drugie –
zainteresowanym tematyką, po trzecie – nie lubiącym powieści, po czwarte –
związanym z Elblągiem lub pokrewieństwem, choćby dalekim z autorem książki, po
piąte – wszystkim, których interesują losy przodków kogoś innego.
Książka Tomasza Stężały może stanowić pewnego rodzaju „poradnik”, jak w
ciekawy i niebanalny sposób przedstawić historie z przeszłości i tę utrwaloną
na starych, rodzinnych fotografiach, które także występują w książce,
ilustrując działania wojenne i ludzi na opisywanych przez autora terenach.
Autor pomimo tego ogromnego „bałaganu”, umiejętnie przenosi czytelnika do
1941 roku i osadza w realiach okupowanej Polski. Język książki jest
przejrzysty, obrazowy, literacki. „Kapitanowie 1941” mogliby bez przeszkód
porwać czytelnika i stać się powieścią (
jak sugerująca mocne wrażenia i przygody wojenne, okładka książki), gdyby nie
jeden podstawowy grzech. W mojej ocenie, rozdziały są stanowczo za krótkie i
następują po sobie zbyt szybko, skutecznie wybijając z „rytmu” czytania, nie
pozwalając płynnie podążać za bohaterami, choćby beletryzowanej biografii, nie
powieści. Pomieszanie to drażni i powoduje, że mniej cierpliwy czytelnik w
ogóle jej nie przeczyta, a jak zacznie czytać, to nie dokończy. A szkoda, bo
losy bohaterów zasługują na uwagę. Są zapisem chwili, w której przyszło im żyć,
pokazują zwyczajne życie zwykłych ludzi, żołnierzy frontowych, kobiet
oczekujących powrotu swoich bliskich z wojny, rodzin w nią uwikłanych.
Autor posiada dużą wiedzę na temat historii swojego miasta i historii w
ogóle. Techniczna strona opisywanych działań jest miejscami aż nazbyt
szczegółowa, ale skoro zgadza się z faktami, wielu pasjonatom się spodoba.
Osobiście znalazłam sposób, na chaos krótkich i gęsto przeplatanych
rozdziałów – czytałam „każdą armię” osobno, przekartkowując kolejne strony tak,
by podążać do końca za tymi samymi postaciami. Nie gwarantuję jednak, że inni
czytelnicy postąpią podobnie. Gdybym miała coś życzliwie poradzić autorowi to
właśnie to, by w kolejnej książce zwrócił na to uwagę.
W skali dziesięciopunktowej daję tej pozycji pięć punktów, za obrazowy
język, ciekawe historie zwykłych ludzi i genealogiczną pasję, która mnie także
jest bliska. Zainteresowanych odsyłam na stronę autora: www.TomaszStezala.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz